Kesz powstały spontanicznie podczas naszej podróży po geoŚcieżce Zamki w Polsce, gdy po dość przypadkowym przybyciu do Sławkowa okazało się, że i tam są ruiny. A że miasto nam się spodobało, to i trzeba było zareagować odpowiednio do sytuacji.
Sławków, teraz dość spokojny, swój okres świetności przeżywał w średniowieczu. Władali nim wtedy biskupi krakowscy, którzy od około 1280 r. rozpoczęli (bp Paweł z Przemankowa) tam budowę zamku. Początkowo miała to być jedna z największych tego typu budowli na ziemiach południowopolskich, jednak w wyniku konfliktu z władzą świecką (książę Leszek Czarny) plany te trzeba było ograniczyć. Kolejny z hierarchów krakowskich Jan Muskata zamek sławkowski jednak rozbudował, gdyż miał on stanowić dla niego oparcie w konflikcie z Władysławem Łokietkiem (skończyło się zdobyciem Sławkowa przez księcia). Później zamek był jeszcze zajmowany przez Czechów i Węgrów (1327-28), czy też niszczony przez nieopłacone wojska zaciężne teoretycznie walczące przeciw Krzyżakom (1455), odbudowany po tym wszystkim przetrwał w dobrym stanie mniej więcej do wieku XVII. Odtąd stopniowo niszczał, aż w końcu wiedza o nim niemal uległa zapomnieniu. Pozostawała jedynie nazwa tego terenu - Zamczysko. Dopiero prace archeologiczne z lat 1983-90 odsłoniły ukryte w ziemi relikty biskupiej warowni, które teraz możemy sobie zza płotu obejrzeć (to rezerwat archeologiczny).
O KESZU: Mikrus magnetyk przycupnął tam, gdzie beton z metalem się styka.
I jeszcze jedno: Jeśli cenicie sobie dobry tradycyjny chleb, taki nieokraszony różnymi ulepszaczami, to warto wstąpić do piekarni na sławkowskim rynku.