W połowie XIX w prowadził tędy ruchliwy trakt w kierunku Ozimka. Najczęściej podróżowali nim wozacy transportując rudę ze wszystkich okolicznych wsi, a bywało że aż z Panoszowa i Wędzin. Zatrzymywali się tu również lokalni watażkowie, zbóje, wędrujący za pracą najmici. Niespokojni to był narodek nienawykły do pokory, za to skłonny sięgać po nóż. Zdarzyło się któregoś dnia, a był to Wielki Piątek popasać w karczmie wozakom z rudą. Pojedli popili, wzięli się za kręgle. Nie szło im. Rozdrażnieni wszczęli burdę, padły trupy – zginęli niczemu niewinni synowie karczmarza. W tej samej chwili z czystego dotąd nieba uderzył grom - karczma i jej biesiadnicy, stuletnie dęby, wszystko to zapadło z łoskotem pod zimę. Pozostał po nich tylko błotnisty bezdenny staw, miejsce piękne nie tylko legendą, ale i urodą okolicznych lasów. źródło: www.kolonowskie.pl