
Zaloguj się, by zobaczyć współrzędne.

Wysokość: 55 m n.p.m.

Województwo:
Polska > kujawsko-pomorskie

Typ skrzynki:
Tradycyjna

Wielkość:
Normalna

Status:
Zarchiwizowana

Data ukrycia: 01-08-2011

Data utworzenia: 01-08-2011

Data opublikowania: 01-08-2011

Ostatnio zmodyfikowano: 15-10-2022

40x znaleziona

5x nieznaleziona

3 komentarze
2 obserwatorów

61 odwiedzających

27 x oceniona

Oceniona jako:
dobra
Musisz się zalogować,
aby zobaczyć współrzędne oraz
mapę lokalizacji skrzynki
W 1969 roku nad Włocławkiem wydarzyła się nieprawdopodobna historia. Tak nieprawdopodobna, że nawet nie pisano o niej w żadnej gazecie. 31 lipca tegoż roku o godzinie 2.48 (w nocy) nad miastem rozegrała się, jak się później okazało, tragiczna w skutkach akcja. Nad papiernią im. Juliana Marchlewskeigo pojawiły się dwie olbrzymie kule o średnicy 150m. Jedna miała wyraźny kolor czerwony, druga była ni to zielona, ni to niebieska - taki seledynek, lazur, czy jak go tam zwał. Okoliczni mieszkańcy i ciecie z fabryki mocno się przestraszyli, ale ciekawość przezwyciężyła strach. Dzięki temu po latach opowiedzieli o zdarzeniu nielicznym znajomym, a my dowiadujemy się od nich (od tych znajomych). Otóż kule te nadleciały z dwóch różnych stron i wysunęły z okolic ich równika coś na kształt działek. Wyraźnie można było domyślić się, że wystające elementy to lufy. Widzący to ludzie przypomnieli sobie Wojny Światów z 1938 roku, kiedy to w audycji radiowej jednej z amerykańskich stacji posiano panikę, że oto nad Ziemię nadlatują kosmici i będzie wielka jatka, bo bynajmniej nie są przyjaźnie nastawieni. Ku zdziwieniu Włocławian tajemnicze kule niemal w jednym momencie wystrzeliły salwę... do siebie. W wyniku tych działań kule połączyły się w jedną o brunatnawym kolorze, ale za to świecącą jakby zdwojoną jasnością. Kula zaczęła też wirować z ogromną prędkością, podskoczyła trzy razy do góry, jak piłka, co wzbudziło zdziwienie obserwatorów, gdyż ruch ten był bardzo nienaturalny, łamiący niepodważalne przecież prawa fizyki. Na koniec cały ten obiekt (jeden czy dwa? pozostawiam do własnej oceny) runął z wielkim hukiem mniej więcej w okolicach tego kesza. Zrobił przy tym dziurę w ziemi o głębokości kilku metrów, która nie wiedzieć w jaki sposób i kiedy zasklepiła się najzwyklejszą dla nas - ludzi płytą betonową, czy nawet żelbetem. Ślady po tym zdarzeniu są widoczne do dziś z satelity, a upamiętnia je ta oto skrytka.