We wspomnieniach Iona Lazariewicza Degena możemy znaleźć opis niezwykłego starcia. Autor opisuje, jak jego oddział złożony z trzech czołgów odpoczywał po bardzo ciężkiej nocnej bitwie. Nagle przed ich oczami zaczął rozgrywać się atak 30 Niemieckich Panter na baterię 76 mm radzieckich armat. Kiedy artylerzyści zaczęli uciekać, ich dowódca przyjechał błagać czołgistów o pomoc.
Degen dał rozkaz do ataku i uderzył na niemiecką formację niespodziewanie, od boku. Niemieckie czołgi szybko zaczęły płonąć, a reszta rzuciła się do ucieczki. Każdy z trzech T-34 miał zniszczyć po aż sześć maszyn wroga. Kolejnych kilka Panter zostało trafionych przez artylerzystów, którzy, widząc odsiecz, wrócili na pozycje.
Dodajmy do tego, że całość miała się wydarzyć w lipcu 1944 roku niedaleko litewsko-pruskiej granicy. W tym czasie Wehrmacht już od dawna się wycofywał, a załogi Panter mogły wziąć nagły atak za przybycie posiłków o wiele groźniejszych, niż trzy T-34 ze zmęczonymi załogami.
Co do naszego czołgu, to raczej nie brał on udziału w tej bitwieale nie ukrywam że w latach 90'tych każdy dzieciak w Ośnie głęboko wierzył , że "nasza puszka" to RUDY 102..
P.s. do czołgu można wejść włazem desantowym... Ostatni raz w środku bylem 20 lat i 50 kg temu... :D