Podobno gdzieś w okolicach wsi Przychowa, a może wsi Buszkowice, stał onegdaj zamek.
Podobno jego właścicielem był człek niestroniący od uciech, a przy tym porywczy i gwałtowny. Często wpadał na szalone pomysły. Poddani musieli spełniać jego najdziwniejsze kaprysy.
Podobno pewnego razu zostali zmuszeni do rozsypania po drogach wokół zamku całego zapasu mąki z buszkowickiego wiatraka. Przebrała się miarka, ludzie już nie kryli swego gniewu.
Podobno wkrótce potem, w księżycową noc, gdy na zamku hucznie i wesoło ucztowano, znienacka zerwała się straszliwa burza. W zamek piorun strzelił, pożar wybuchł w mig, nikt z biesiadników nie ocalał, a zamek zamienił się w ruinę, grzebiąc pod zwałami gruzów ogromne skarby.
Dziś po zamku ani śladu, jedynie wiatrak z legendy wciąż stoi, choć mąki już dawno nie serwuje.
Szukając jakichkolwiek śladów zamku, albo chociaż mąki, trafiłem do bielasku. Ten od lat niezmiennie cieszy me oko, gdy zdarza mi się przemierzać trasę Ścinawa - Chobienia, a także Chobienia - Scinawa. Zamków nie ma, ale też jest zabieliście. Keszyk nietrudny, wszyscy dadzą radę. Powodzenia, miłych wrażeń.