Cmentarz umiera... w ciszy
* * * * *
Zdobywając kolejne kesze, na pewno zdążyło wam się trafić na taki na cmentarzu.
Cmentarzu żywym, czyli takim pełnym ludzi, zniczy i kwiatów.
Cmentarzu martwy, czyli zapewne każdym zamkniętym na cztery spusty kirkutem żydowskim.
Ale czy trafiliście kiedyś na cmentarz umierający?
* * * * *
Wbrew pierwszej myśli to nie jest stary cmentarz. Na starych mapach go nie ma. Zakładam zatem ze powstał w tym samym czasie co parafia NSPJ. Czyli lata 30 - 40 XX wieku. I zakładam również że jego przeznaczeniem było służyć temuż kościołowi.
Przeznaczenie się jednak zmieniło na początku lat 70, kiedy to minister gospodarki wydał rozporządzenie by go zamknąć.
* * * * *
Przez następne lata Tychy się rozbudowywały, aż wielkie bloki dosięgły i Paprocan.
Mieszkańcy bloków cmentarza nie chcą. Najchętniej chcieli by dokonać ekshumacji i cmentarza się pozbyć.
Rodziny pochowanych się na to nie zgadzają.
Kościół nic do gadania akurat w tej sprawnie nie ma, bo to nie jego teren.
I tylko Zakład Usług Komunalnych, który go przejął, musi stawać na głowie by teren cmentarza był zadbany. Bez żadnych w tym korzyści dla siebie.
* * * * *
Jest on więc w stanie takiego zawieszenia. Bo ani on żywy, ani umarły. Nawet parkiem on nie jest.
I tylko ogromna ilość zniczy palących się tutaj na Wszystkich Świętych przypomina, ze nie wszyscy o tym miejscu zapomnieli.
* * * * *
Kesz: Mikrus na terenie cmentarza. Akurat tutaj nie czułem wyrzutu tak go ukrywając.