O Żydach z Seroczyna i okolic trudno doszukiwać się dalekiej historii. Prawdopodobnie osiedlili się w Seroczynie po lokacji miasta w XVI wieku. Jedna z pierwszych wzmianek jest w opracowaniu "Materiały źródłowe do dziejów Żydów w księgach grodzkich lubelskich za panowania Augusta II Sasa 1697-1733" autorstwa Henryka Gmiterek - w 1701 roku bracia Zbigniew Oborski, starosta Gołąbski i Karol Oborski, starosta liwski, zawarli kontrakt dzierżawny z Żydami Markiem Ajzykowiczem i jego ojcem Ajzykiem Wolfowiczem. Na mocy tej umowy, za sumę 1400 złotych polskich, Oborscy przekazywali w dzierżawę Ajzykowiczom swe dziedziczne dobra: miasto Seroczyn i wsie Borek, Łomnica, Kołodzież, Jedlanka oraz młyn na Stawie Wielkim w Seroczynie. Kontrakt zabraniał, poza arendarzami, wyszynku trunków po wsiach, mieszczanie mieli prawo tylko do produkcji i wyszynku piwa, wódka zaś musiała pochodzić od arendarza. Wiadomo też, że w 1778 w Seroczynie naliczono 58 "głów żydowskich", płacących podatek w kwocie 174 zł.
Kesz jest umiejscowiony w obrzeżu, więc mam nadzieje że nie wdarliśmy się z nim zbyt głęboko. Sama lokalizacja cmentarza istnieje w mapach wojskowych z 1937 roku.
Mamy dziś święta i udało mi się ze starszym z synów wyrwać od stołu żeby się przewietrzyć i nadrobić zaległości. Przy okazji tak jak przystało na święta "dopadła" mnie refleksja. Czytając różne źródła trudno stwierdzić kiedy Żydzi pojawili się w Seroczynie. Zapewne tak samo nie łatwo można stwierdzić kiedy pojawili się w Polsce.
Podobnie jest z Kozakami, Tatarami, Ormianami, Cyganami/Romami. Granice które przesuwały nam się w trakcie naszej burzliwej historii spowodowały że przy granicach zapewne trudno stwierdzić czy dana miejscowość jest bardziej czeska czy polska. Można nazywać tego typu grupy, diaspory czy narodowości nazywać mniejszością narodową. Są tacy którzy twierdzą że Ślązacy to ukryta opcja niemiecka. Takie miejsca jak to przynajmniej mi uświadamia że hasła typu "Polska dla Polaków" są hasłami które można wsadzić w buty żeby być wyższym. Od dawna mamy bary z kebabem w których krzątają się arabscy kucharze. Na budowach mamy nie jednego Saszę lub Wasyla którzy w pocie czoła zarabia dzięgi żeby wysłać je rodzinie na Ukrainie. Po upadku legendarnego Stadionu X-lecia zwanego Jarmarkiem Europa przynajmniej w Warszawie i okolicach powstało wiele hal handlowych do których przenieśli się skośnoocy sprzedawcy tekstyliów. Wszyscy Oni wtopili się w nasze społeczeństwo, nie przeszkadzając nikomu. Któż nie jadł nigdy kebaba lub chińczyka? Czy nikt nie zna żadnego palacza który "dokarmia raka" fajkami sprowadzonymi zza wschodniej granicy? Dziwnym trafem odwiedzając hale typu Marywilska lub Wólka Kosowska zobaczymy niejednokrotnie tą samą odzież co na bazarku na rogu tylko że sprzedawaną przez Azjatów w niższych cenach.