"...Na początku lat trzydziestych w kraju panował kryzys ekonomiczny.Pracodawcy miesiącami nie wypłacali pieniędzy, ludzie nie mieli za co żyć. Na wsiach tworzyły się grupy osób, które kradły pożywienie. Tak było tez w Twardowie.Pewnego razu kilka kłusowników twardowskiego folwarku wybrało się na polowanie na bażanty.
-Pójdziemy w stronę książęcego sadu- postanowili.
Tam właśnie znajdowało się sporo tych ptaków, ponieważ dziedzic lubił dokarmiać różne zwierzęta.
Był;a zimna, ciemna noc, a powietrze tak ciężkie, że nawet blask księżyca nie zdołał przebić się przez nie i oświecić dróżki.
-Nie trafimy w ten sposób! Nawet nie zauważymy żadnego ptaka, a jeszcze sami wplątamy się w jakieś
sidła - wołał jeden z nich.Mieli ze sobą tylko małe lampki, broń schowali pod kurtki. Naboje trzymali w kieszeniach.
-Jesteśmy na miejscu. Teraz idealna cisza -instruował najstarszy
Wszelkie rozmowy i wypowiadane pod nosem przekleństwa umilkły. Zachowali się bardzo cicho nie tylko
po to, aby nie spłoszyć zwierząt, ale także, żeby ich nikt nie zauważył.
-Latarka, podaj mi latarkę!- szepnął jeden.
Gdy świecili lampkami, wypatrując ptaków, zamiast nich ujrzeli pod drzewami człowieka.
-Patrz, ktoś tu leży. - wykrztusił jeden.
Podeszli niepewnym krokiem. Pod stopami trzeszczał chrust. Nagle w mężczyźnie rozpoznali zmarłego już dawno dziedzica. Był cały ubrany na czarno, na głowie miał także czarny cylinder.
Kłusownicy tak się przestraszyli, że od razu uciekli z sadu. Już nigdy- nie tylko oni, ale żadna inna osoba nie odważyła się tam polować na bażanty..."
Na podstawie opowiadań Janiny Grali z Tarzec
Z uwagi na nierówny teren daje atrybut niebezpieczna.
Na znalazców czekają certy. W razie problemów z podjęciem można dzwonić (sze dziew jed sied trzy trzy jed jed dwa)