Fort, jak fort. Człowiek, którego imieniem nazwano tę budowlę okazał się zdrajcą narodu, ale w dzisiejszych czasach autorytety również walą się seriami. O historii można wygooglować sporo, miejsce jest jednak ciekawe z innego powodu. Otóż w nie tak dawnych czasach zwanych komuną, fortem władali milicjanci spod znaku ZOMO, którzy w wolnych chwilach między akcjami zajmowali się produkcją zapachów prosto z Francji, tudzież różnych napitków, które... no może poza spirytusem rektyfikowanym 90% również teoretycznie powinny pochodzić z dalekich krajów. Być może najpierw robiono spirytus, część opychając pod marką Polmosu, a to co zostało po zabarwieniu pastą do butów szło jako wysokogatunkowy koniak.
Zawartość buteleczek niestety już wyschła, ale woni można się jeszcze doszukać. Nie zabierajcie tych reliktów, niech zostaną tu jak najdłużej. Mają tu o wiele większą wartość niż w waszych piwnicznych zbiorach. Swoją drogą ciekawe jest, jak takie coś mogło przetrwać tyle lat w takim miejscu.