Gdy podchodzi sie do lądowania na Maderze, leżący w korytarzu dolotowym półwysep stwarza wrażenie, które wcale nie pasuje do stereotypowego przekonania o wiecznie zielonej kwiatowej wyspie. Co prawda po deszczowych zimach pas ziemi wysunięty niczym palec daleko w morze pokryty jest zielonym dywanikiem, ale latem wysycha wszystko z wyjątkiem mało wymagających słonecznic. Dziki romantyzm wybrzeża sprawia jednak, że trasa ta stała się jedną z ulubionych - warto wybrać wariant ze skalistym krajobrazem kontrastujący z wiecznie zielonymi trasami wzdłuż lewad.
São Lourenço to w zasadzie obowiązkowy punkt wycieczki dla każdego, kto odwiedza Maderę. Trasa nie jest wymagająca, ale trzeba się jednak przygotować na pokonanie w sumie po 400 metrów różnicy wysokości przy podchodzeniu i schodzeniu oraz przejście w sumie ponad 7 kilometrów od najbliższego parkingu i z powrotem. Trzeba tez pamietać, że na tej trasie ciężko schować się przed wiatrem i słońcem, a jedno i drugie potrafi tutaj dać o sobie nieźle znać. Tym niemniej trasa jest warta pokonania tych niewielkich trudności - widoki każdemu wynagrodzą włożony w jej pokonanie trud.
Przy okazji pobuty w tym rejonie wyspy gorąco polecam również trasę z Machico do Porto Da Cruz przez Boca Risco ("Niebezpieczną Dziurę"). O ile na półwyspie spotkamy niemal zawsze tłumy ludzi, to na Boca Risco można nawet nie spotkać nikogo przez cały dzień, a widoki są naprawdę niesamowite.
O keszu:
Mały klipsiak ukryty na kordach, niedaleko szczytu Morro do Furado. Trzeba zejść troche ze szlaku, ale dosłownie kilkanaście metrów, a miejsce ukrycia nie jest niebezpieczne. Proszę o dobre maskowanie kesza, przede wszystkim ze względu na to, żeby go stamtąd najzwyczajniej w świecie nie wywiało.