Kościół Mariawitów w Pogorzeli był tego dnia wyjątkowo wystrojony. Piękne tiule, białe kwiaty...Nawet ksiądz wesoło podśpiewywał szykując się do tej ceremonii na zakrystii.
Marian się żenił! I to z nie byle kim a z Honoratą, sołtysową córką. Małżeństwo to jednak nikomu (oprócz księdza) nie było po drodze- ani Marian nie pasował w wysokie sołtysowe progi, ani chłopakowi do żeniaczki się nie spieszyło. Jedynie śpiący w łonie Honoraty zaczątek nowego życia mógłby czuć się szczęśliwy, ale ten niespecjalnie był tego szczęścia świadomy.
Wróćmy jednak do kościoła i ślubu...On piękny, ona młoda. Obydwoje przerażeni. I gdy tak stali przed obliczem Pana bez wizji przyszłości, Marian zrozumiał, że musi natychmiast coś zrobić..
- Dokąd Marianie?! - krzyknęła głośno przyszła teściowa usiłując zatrzymać pędzącego w stronę wyjścia prawie-zięcia..
Ale ten nie odpowiedział. Uciekł i szybko ukrył się przed przeznaczeniem. Gdzie? Tę prawdę poznacie odnajdując kesza.
--------------------------
Brym i Azymut: dziękuję za pomoc!