Zainspirowany Mostem westchnień stwierdziłem, że to idealny pomysł na przedstawienie Wam kolejnej podwórkowej historii;
„Z sentymentem wspominam pewien element krajobrazu podwórkowego, który powoli odchodzi do historii- zakłady rzemieślników. Kto naprawia buty, wymienia baterie w zegarku czy kupuje kapelusz, ten zna ich sympatyczne, staromodne pracownie. Rzemieślnicy , z reguły w starszym wieku, spędzili w swych zakładach wiele lat i tworzą z nimi nierozłączną, harmonijną całość. Joanna Zawadzka (szewcowa z Piotrkowskiej 91) jako ostatnia podtrzymuję tradycję rodzinnego zakładu. Jej dziadkowie- Józef i Czesława Naglerowie prowadzili od lat dwudziestych zakład szewski przy ulicy Piotrkowskiej 109. Mieścił się on we frontowej kamienicy. Młoda, 17-letnia żona nauczyła się fachu od swego męża. Po jego śmierci (w 1935 roku) pracowała dalej jako szewc w podwórku przy Piotrkowskiej 91. Praca w zakładzie została przerwana tylko na czas wojny. Pani Czesława szyła i naprawiała buty do 83 roku życia. Później zakład przejęła jej wnuczka- pani Joanna Zawadzka. W podwórku, w północnej oficynie mieścił się bar mleczny Wzorowy, gdzie można było zjeść smaczny obiad. Dawniej rzeka ludzi, którzy przyjechali na Piotrkowską na zakupy, płynęła ulicą i rozlewała się po podwórkach. Buty szyło się u szewca na zamówienie. Z około dwudziestu, trzydziestu modeli będących w sklepie, klient wybierał swój wymarzony oraz decydował się na kolor skóry. Szewc odrysowywał stopę klienta, mierzył wysokość podbicia oraz stopę w kostce. Te trzy wymiary służyły do przygotowania kopyta. Do drewnianego kopyta doklejano heskę, czyli kawałek skóry, by dobrze oddać gabaryty i kształt stopy klienta. Szewc oddawał następnie kopyto i skórę do cholewkarza, który wykonywał cholewkę, czyli górną część buta. Do zadań szewca należało następnie zrobienie podeszwy z poligumu lub styrogumu oraz drewnianego lub plastykowego obcasa. Do obróbki materiału służyły cęgi i raszple, czyli pilniki. Cholewkę naklejano bądź przyszywano do brandzla- warstwy znajdującej się pomiędzy podeszwą a stopą. Brandzel wyściełano na koniec skórą lub materiałem. Tak to powstawał dopasowany do stopy but. Skórę kupowało się w sklepie przy cechu rzemiosł skórzanych, znajdującym się w lewej oficynie podwórka przy Piotrkowskiej 79. W zakładzie pani Joanny Zawadzkiej szyto głównie buty dla kobiet. Najlepszymi klientkami były Żydówki i kobiety z wiosek. Klientki były zadowolone z usług i nie wybrzydzały. Z rzemieślniczej produkcji butów można było żyć. Dziś pani szewcowa nie przyjmuje zleceń. Byłam ciekawa, ile par butów naprawia. Odpowiedziała, że 15-20 na miesiąc to już dużo… Nie naprawia się dziś butów, kupuje się nowe. Szewcy przestają być potrzebni… Nikt też nie przejmie zakładu w podwórku nr 91. Dzieci pani Zawadzkiej zajmują się już czymś innym. -Do tego nie wszyscy mogą prowadzić zakład.- tłumaczy zdecydowana, przedsiębiorcza pani szewcowa.
Zadowolona ze swej pracy i jak mówi:- W ogóle z życia (…)” (źródło)