14 grudnia 1981 roku Chris Niedenthal wykonał serię zdjęć, które stały się jednym z symboli wprowadzonego dzień wcześniej - 13 grudnia 1981 roku - stanu wojennego.
Chris Niedenthal jest synem polskich emigrantów w Wielkiej Brytanii. W roku 1973 przyjechał do Polski z zamiarem krótkiego pobytu, który jednak trwa praktycznie do dziś. Wspomnianego dnia przejeżdżał samochodem ulicą Rakowiecką w Warszawie wraz z innym amerykańskim fotografem oraz polskim operatorem. W pewnej chwili udało im się dostrzec całą powyższą sytuację i zaczęli wykonywać zdjęcia z wnętrza samochodu. Było to o tyle niebezpieczne, że za samo chodzenie z aparatem fotograficznym po ulicy w tym okresie groziło aresztowanie, o fotografowaniu żołnierzy nie wspominając.
Niedenthal wypatrzył otwartą bramę do jednej z klatek w budynku na przeciwko kina Moskwa i postanowili się na niej ukryć.
Wtedy właśnie powstała seria zdjęć. To z fragmentem niebieskiego dużego fiata jest tym „flagowym”, są jeszcze wersje z tramwajem, z żółtym dużym fiatem, w poziomie i w zbliżeniu.
„Piękny zbieg okoliczności” jak sytuację skomentował sam autor w swojej autobiografii:
"[...]Jeździliśmy ze znajomymi po Warszawie i szukaliśmy takich miejsc, gdzie warto by było coś sfotografować - czyli posterunki wojskowe. Wiedzieliśmy, że możemy fotografować je wyłącznie z góry, z okien. Nie można było robić zdjęć na ulicy, to byłoby samobójstwo. W pierwszych dniach stanu wojennego jechaliśmy Rakowiecką w stronę Puławskiej. Stanęliśmy na światłach na skrzyżowaniu. Przed nami stał żołnierz i kierował ruchem. Zobaczyłem, że przed nami jest kino Moskwa. Zauważyłem billboard filmu "Czas Apokalipsy", ale nie widziałem jeszcze tego SKOTa z żołnierzami stojącego pod kinem - był schowany za drzewami. Wiedziałem, że to trzeba sfotografować. Jechałem jako pasażer, więc szybko zrobiłem przez szybę samochodu zdjęcie, tak żeby na wszelki wypadek już coś mieć, na szczęście żołnierz stał do nas tyłem. Skręciliśmy w Puławską i od razu zobaczyłem SKOTa pod kinem. Zaparkowaliśmy, Na Puławskiej szukaliśmy jakiegoś wejścia do budynku, żeby zrobić zdjęcie z góry. Dzisiaj byłoby trudniej, bo są domofony i dozorcy, ale w tamtych czasach nie był to problem. Baliśmy się pukać do drzwi nieznanych nam osób, tym bardziej w tamtym rejonie, tak blisko MSW. Na szczęście klatka schodowa była idealna. Wystarczyło stanąć w oknie i zrobić szybko zdjęcia.[...]"*
Kolejnym problemem było wywiezienie zdjęć na Zachód. Niedenthal tuż przed godziną policyjną znalazł na Dworcu Gdańskim studenta, Niemca, który wracał właśnie do Berlina i zgodził się zabrać ze sobą zdjęcia i przekazać je Newsweekowi.
"[...]Pociąg do Berlina wyjeżdżał z Warszawy przed dziesiątą wieczorem, a o dziesiątej zaczynała się już godzina milicyjna, więc trzeba było być o tej godzinie w domu. Pojechałem więc na Dworzec Gdański, żeby pokręcić się po peronie, zobaczyć, kto jedzie i czy ktoś weźmie moje filmy. Nie udało się, więc kilka minut przed odjazdem sam wsiadłem do pociągu i zacząłem biec przez korytarze. W ostatnim momencie znalazłem jakiegoś młodego niemieckiego studenta i on zgodził się wziąć moje filmy. Dałem mu numer do biura "Newsweeka" w Bonn, żeby zadzwonił do nich jak tylko dojedzie do domu. Kiedy dojechał, zadzwonił, a oni przysłali kuriera motocyklem. Jechał przez całe Niemcy, żeby odebrać od niego te filmy[...] Studenta mogli zrewidować i skonfiskować filmy. Mógł też sprzedać te filmy jako swoje, ale na szczęście był uczciwy. Do dziś żałuję, że nie mam do niego kontaktu, żeby mu po tylu latach podziękować. Spisał się na medal.[...]"*
"Było mi głupio, że się na tym nie poznali. Może to im graficznie nie pasowało, mieli pewnie za mało miejsca w druku. Kadr z samym SKOTem może im wystarczał. Dla nas ta Moskwa jest bardzo ważna, bo nasz stosunek do niej jest taki, a nie inny. Nie mogłem wysyłać tych filmów z podpisami. To były niewywołane rolki i nie mogłem do nich dodać żadnej kartki papieru, gdzie byłoby dokładnie opisane, co tam jest. To już mogło być dla tego młodego Niemca, gdyby został zatrzymany, zbyt duże niebezpieczeństwo. Nie chciałem go aż tak narażać."*
Tablice pamiątkowe Tchorka – grupa tablic pamiątkowych o wspólnym wzorze stworzona w 1949 roku przez rzeźbiarza Karola Tchorka w celu oznaczenia nimi i upamiętnienia miejsc zbrodni hitlerowskich dokonanych w Warszawie podczas II wojny światowej.
Są to piaskowcowe tablice opatrzone krzyżem maltańskim z inskrypcją: Miejsce uświęcone krwią Polaków poległych za wolność Ojczyzny oraz umieszczonym poniżej krótkim opisem wydarzenia. Niektóre opatrzone są też napisem Miejsce walki Polaków o wolność Ojczyzny. Przy niektórych tablicach można jeszcze znaleźć małe mosiężne tabliczki z nazwami szkół, organizacji, instytucji lub firm opiekujących się danym miejscem pamięci. Bardzo często sadzone przy nich kwiaty są w kolorach białym i czerwonym.
Niestety, w treści niektórych tablic występują błędy (merytoryczne, interpunkcyjne i ortograficzne) oraz niezręczności redakcyjne. Najważniejszymi powodami był pośpiech, w jakim je wykonywano, oraz niedostateczna weryfikacja przez autorów tablic faktów historycznych (m.in. trudności w dotarciu po wojnie do bezpośrednich świadków opisywanych wydarzeń).
Początkowo tablic Tchorka mogło być około 370, jednak podczas wyburzeń wielu domów w latach 50. i 60. XX wieku niektóre z nich zniknęły bezpowrotnie. Dzisiaj jest ich około 200.
Symbol | Typ | Współrzędne | Opis |
---|---|---|---|
Interesujące miejsce | --- |
Tablica pamiątkowa Tchorka |