Choć może ciężko w to aktualnie uwierzyć, to jednak faktem jest, że Żyrardów został założony na terenach wybitnie podmokłych. Kiedy patrzy się na mapy sprzed 150, czy 200 lat, tereny dzisiejszego Żyrardowa, to zabagniona puszcza, przecięta traktem z Sochaczewa do Mszczonowa. Moja prababcia Stefania, która dożyła słusznego wieku (90 lat ze sporym hakiem), opowiadał o czasach, kiedy to w okolicy dzisiejszego targowiska ludzi pochłaniało bagno. I o tym właśnie będzie ten kesz ;)
Od ponad 80-lat targowisko miejskie przyciąga niezliczone tłumy kupujących. W dzisiejszych czasach stało się kolejnym miejscem stałej pracy dla szerokiej rzeszy żyrardowskich handlarzy, którzy niestrudzenie, spędzają codziennie wiele godzin próbując upłynnić oferowane przez siebie dobra. Mało kto jednak jeszcze pamięta, iż dawnymi czasy jedynymi dniami targowymi była środa i sobota, kiedy to długie kolumny wozów kierowały się nieprzerwanie na „Wilczy Kierz”, dawne mokradła zamienione właśnie na dzisiejszy rynek. Poprzecinany niewielkimi strumykami i rzeczkami, a w wielu miejscach podmokły, taki był wówczas teren obecnego Żyrardowa. Stopniowo, kolejne trzęsawiska i mokradła wysychały bądź były niwelowane przez poszerzających kolejne połacie gruntu nowych gospodarczy. Nie inaczej miała się sprawa z dzisiejszym targowiskiem, które jeszcze pod koniec XIX wieku stanowiło zwarty i jednorodny obszar, zupełnie nieprzystosowany do jakiegokolwiek zagospodarowania.
Kępy sitowia, trzęsawiska i mokradła, a gdzieniegdzie wystające ponad teren olszyny. Sama nazwa zapewne została nieprzypadkowo nadana i posiadała swoje znaczenie. Dziś jednak zatarło się w pamięci żywych i odmętach historii. Może to od wilczych jagód, których niezliczone ilości rosły na Wilczym Krzu? Wilczy Kierz był miejscem strasznym, ale i magicznym. Jako, że rzadko się tam zapuszczano, obrósł przeróżnymi legendami. Ot choćby taką, jakoby niejeden pijak skończył swój marny żywot skracając sobie drogę przez trzęsawisko. Natomiast jako niezaprzeczalny pewnik traktowano wówczas fakt, iż utonął tam koń wraz z całym wozem.
Wilczy Kierz powoli, acz konsekwentnie wysychał i zarastał coraz to trwalszą roślinnością. W latach 30-tych XX wieku obszar ten wyrównano wykorzystując do tego celu bezrobotnych, których do tego zadania zatrudnił Magistrat, organizując roboty publiczne. Zasypano i wyrównano go używając piasku dowożonego zza cmentarza. Dziś Wilczy Kierz ma już utwardzoną nawierzchnię, a rów burzowy odwadniający cały teren zniknął pod ziemią przykryty betonowymi płytami. W chwili obecnej jedynym namacalnym wspomnieniem tych dawnych realiów, może być jedynie ten kesz. Został on oczywiście ukryty na terenie Wilczego Krzu, a szukać go należy oczywiście pod kordami. Życzę powodzenia!