Śniło mi się, że się obudziłem...
Ze snu wyrwał mnie przenikliwy dzwonek telefonu. W słuchawce głęboki męski głos powtarzał monotonnie „Pojedziesz w Pieniny, pojedziesz w Pieniny…” itd.
Zebrałem się bardzo szybko i już po kilku minutach byłem na Pieninach. Szczerze mówiąc, wyobrażałem sobie to trochę inaczej, bo kto by się spodziewał zobaczyć duży szpital, sklep oraz cukiernię na początku Pienin? Tak czy inaczej, postanowiłem ruszyć szlakiem.
Po przejściu kilkuset metrów wszedłem na przepiękną Przełęcz. No i byłbym zapomniał! Tuż przed Przełęczą dowiedziałem się przecież, jaki jest dostępny 24 h/dobę telefon do Zeusa! Niestety nie zapamiętałem tego numeru, lecz suma cyfr, które go tworzyły [A] bardzo zapadła mi w pamięć. W tym momencie dostałem SMSa: „Idź po Przełęczy, a potem wybierz najbardziej Górską drogę. Nie idź po Szczytach, ani po Zboczu...”. Na Przełęczy mój szlak stał się bardziej kamienisty, więc chyba szedłem w dobrym kierunku.
Po niedługim czasie zgodnie z instrukcją skręciłem w najbardziej Górską drogę i tutaj natknąłem się na jedyny Górski sklep w okolicy i pomyślałem, że warto zapamiętać jego adres [B].
Po kolejnych kilkuset metrach, kiedy moja Górska droga się skończyła, dostałem kolejną wiadomość: „Idź do źródła u stóp Giewontu przy Zboczu (czyżbym był już u podnóża Tatr?) i sprawdź, jakie parametry ma jego woda – interesuje Cię zawartość magnezu [C] i chlorków [D] oraz odczyn pH [E]”. Dosłownie dwie minuty zajęło mi znalezienie wspomnianego źródełka i ku mojemu zaskoczeniu (ale przecież to sen) przy źródle była tabliczka ze składem chemicznym i wartością pH. Zapisałem sobie tylko wartości przed przecinkiem, bo stwierdziłem że to wystarczy! Kiedy tylko skończyłem notować, otrzymałem kolejną wiadomość: „Skalna droga poprowadzi Cię, aż do drogi wzdłuż Potoku...”.
Skalną drogę znalazłem bardzo szybko i już po chwili, zaraz za zakrętem zauważyłem chatkę, w której znajdowała się biblioteka. Pomyślałem, że skoro idę w góry, to może warto mieć ze sobą przewodnik? Wybrałem część dla dorosłych (to jakaś filia [F]), a po wypożyczeniu przewodnika zapisałem sobie adres [G], bo znając mnie, zapomniałbym gdzie oddać książkę :)
Po kolejnych kilku minutach marszu Skalną drogą natrafiłem na Potok. Co ciekawe właśnie w tym miejscu ma swoją chatkę góralski szewc (Baca Marceli), u którego zaopatrzyłem się w nowe sznurówki. Odchodząc zauważyłem, że suma cyfr Jego adresu jest moją ulubioną cyfrą [H]. Niestety dalsza trasa biegła pod górkę, ale tak to jest z Potokami - płyną tam, gdzie jest przewyższenie :). Na szczęście po pierwszym fragmencie kolejny etap wzdłuż Potoku okazał się być łagodniejszy.
W pewnym momencie na mojej ścieżce pojawił się Generał (w stopniu generała brygady) ubrany w piękny mundur z okresu wojen napoleońskich. Ów Generał zaprosił mnie na wspólny spacer. Nie odmówiłem, bo przecież nieczęsto spotyka się generała napoleońskiego i to jeszcze w górach!
Wybraliśmy kierunek niemal północy (może z lekkim odchyłem na wschód). Tutaj nasz szlak cały czas piął się do góry, a ja kilka razy odwracałem się aby podziwiać widoki – wtedy to zauważyłem, ile wielkich kominów [I] wyrasta ponad najbliższym miastem. Tym razem droga była wyraźnie lepsza niż ta wzdłuż Potoku.
Ani się obejrzałem, a na drodze pojawiła się kolejna postać! Dwa razy przecierałem oczy ze zdumienia – to znów Generał (i znów gen. brygady), chociaż w nowszym mundurze! Po powitaniu powiedział, że właśnie wrócił z Zawiszy Czarnego i wybiera się na Giewont. Oczywiście, jak pewnie się spodziewacie, zaprosił nas do wspólnej wędrówki – muszę przyznać, że wspinaczka z tak sławnym taternikiem to wielka przyjemność. Zaraz po tym jak ruszyliśmy, zauważyłem na skale po prawej stronie wielki (miał chyba z 2 m wysokości) wymalowany szlak (czerwono-biało-czerwony) z dodatkową liczbą [J]. Nie wiem, czy to numer szlaku? Czy może rok wyznaczenia tej trasy?
Kiedy osiągnęliśmy szczyt Giewontu, nasz nowy towarzysz powiedział, że tutaj całkiem niedaleko jest kamień, który ustawili dla niego „Ludzie Morza i Tatr”. Bardzo szybko go odnaleźliśmy, a ja zapamiętałem nawet datę ustawienia tego kamienia [K].
Po zdobyciu Giewontu cała nasza ekipa postanowiła zdobyć kolejny szczyt – tym razem padło na górę o wysokości 1378 m n.p.m., która słynie z kompleksu sławnych skoczni narciarskich. Na mapie Tatr trasa ta wygląda na daleką, a my ze szczytu Giewontu dostaliśmy się tam w kilka minut.
Okazało się, że w okolicach skoczni mieszka bardzo dużo kolejarzy – ciekawe czemu?
Zanim się tam dostaliśmy, przechodziliśmy całkiem niedaleko końcowej stacji kolejki górskiej – jaki ona ma numer? [L]
Skoro tak nam dobrze szło, to zdecydowaliśmy się wejść na najwyższy szczyt naszych Tatr, czyli wspiąć się na 2499 m n.p.m. Każdy z nas chciał iść inną drogą – generał napoleoński chciał wybrać ostrą drogę po Turniach, generał żeglarz proponował drogę łatwiejszą, ale słynącą z Wichrów. Ponieważ jednak to mój sen - poszliśmy drogą, którą ja wybrałem – był to szlak, gdzie złapał nas Halny! Byłem bardzo zaskoczony, gdy zauważyłem, że podczas naszego marszu, z każdym krokiem Halny stawał się coraz silniejszy, a jego prędkość widziałem jakby „wyświetlaną” na skałach po obu stronach ścieżki. Zaczęło się od 38 km/h, a ostatnią prędkość widziałem chyba tuż przed Rysami, na skale po lewej stronie [M].
Po kilku minutach walki z silnym wiatrem osiągnęliśmy najwyższy szczyt naszych Tatr i tutaj moi towarzysze nagle zaczęli znikać we mgle, machając do mnie serdecznie i krzycząc „do widzenia”...
I tak zostałem sam! W tym momencie usłyszałem dźwięk SMSa. W wiadomości było napisane:
"Już niedługo znajdziesz ukryty w tych Stokach skarb. Leży on zaraz obok starej bacówki. Drogę do niego wskażą Ci współrzędne:"
51° ( D + E - G ) . ( K - J + L - F ) ( H )'
19° ( M - A ) . ( B * I ) ( C - E )'
Wszystkie wymagane informacje miałem już w głowie, więc po podstawieniu do przesłanego wzoru – ruszyłem na poszukiwanie bacówki i górskiego skarbu. Na szczęście nie było to daleko...
Już po kilku minutach trzymając w ręku moją małą łopatkę, bez której nigdy nie ruszam się z domu – wykopałem obiecany skarb. Nie wiem, jak to się stało, ale zasnąłem ze zmęczenia pod drzewem, nie wchodząc nawet do bacówki.
Nagle coś błysnęło, coś świsnęło i nastała kompletna cisza...
Nie wiem, ile trwała ta cisza… Usłyszałem kroki, otworzyłem oczy i zobaczyłem anoriell mówiącą, że czas wstawać.
Czyli to był jednak tylko sen...
A może nie? Może miejsca, które mi się przyśniły mają jakiś sens?
Może sprawdzicie sami...
-----------------------------------
O skrzynce: