"Skałki" to nazwa nadana przez lokalne dzieciaki, w czasach gdy zawołanie "gramy w piłę!" nie oznaczało zasiadanie przed konsolą a zabawa w Indian i kowboi było czymś innym niż bal przebierańców z wigwamami z Ikei. My byliśmy tymi dzielni Apachami a naszym kanonem Colorado rzeczone "skałki". Ale w sumie nie o tym...
O "skałkach" wiedzieliśmy wtedy tylko tyle, że był to jakiś zawalony poniemiecki bunkier, ale ku mojemu zdziwieniu jeszcze do niedawna była to jedyna informacja jaką o tym miejscu posiadali również lokalni historycy. Wiecej światła na temat tych ruin rzuciła publikacja "
Przymuszeni z literą P. Jak Police..." autorstwa J.B. Kozińskiego, wieloletniego przymusowego pracownika m. im. fabryki "
Hydrierwerke Pölitz", naocznego świadka dziejów okresu wojennego niemieckich P
ölitz. W sprawie historii "skałek" (dla Policzan nazwa ta nadal jednoznacznie określa właśnie to miejsce) oddaję głos autorowi w/w publikacji:
Jeśli chodzi o schrony [..] więcej wiem o dużym obiekcie usytuowanym za torami, między boiskiem sportowym i terenem cmentarza. Wokół jego dziejów nagromadziło się sporo fantazji, tymczasem prawdziwa historia wygląda następująco.
Betonowy dwupiętrowy bunkier został wybudowany po pierwszych nalotach i służył jako schron przeciwlotniczy ludności niemieckiej. W pobliżu tego bunkra znajdowało się stanowisko artylerii przeciwlotniczej. Podczas jednego z ostatnich nalotów z 1944r. przed wejściem do tego bunkra wybuchła mina lotnicza ścinając las i wyrywając drzwi. Zginęli ludzie znajduje się w dolnych pomieszczeniach schronu. [..]
Będąc ciekaw jak wygląda taki schron w środku po wybuchu miny lotniczej poszedłem go obejrzeć. Wejście było zabite skrzyżowanymi deskami. Uchylając je, wszedłem do środka. Spostrzegłem ze moje poczynania obserwuje cywilny Niemiec. Po wejściu do ponurego środka zauważyłem na ścianach odpadające płaty betonu, a spod nich wystające pręty metalowego uzbrojenia.
Nagle podłoga pod moimi nogami skończyła się. Wpadłem do głębokiej na ponad 2 metry, o szerokości i długości do 2,5 metra, pustej piwnicy. Leżąc na jej dnie, spostrzegłem coś, co wywołało mój strach. Z odłupanych z betonu ścian piwnicy wystawały żelazne pręty zbrojeniowe, dochodzące do długości 50 centymetrów, tworząc naokoło piwnicy gęsty las, jakby sterczących bagnetów.
Spadając - tylko cudem nie nadziałem się na ich ostrza. Opatrzność nade mną czuwała. Nad piwnicą pojawił się cywilny Niemiec, pytając czy może mi pomóc. Podziękowałem i sam chwytając się metalowych prętów wydostałem się z piwnicy. Schron ten wycofany został z użytkowania i oddany na potrzeby wojska [na skład amunicji - przyp. własny].
Bunkier [..] jeszcze 24 marca 1945 roku podczas ewakuacji z miasta stał w całości. Dopiero po powrocie do Polic [maj '45- przyp. własny] stwierdziliśmy, co potwierdzili żołnierze radzieccy, że bunkier jest zawalony, gdyż został wysadzony w powietrze wraz z amunicją, przez wycofujące się wojsko niemieckie.
Co do skrzynki:
Ukryta pod kordami (+/- 3 m) w intuicyjnym miejscu, lekko zakopana - w razie problemów spojler Twoim przyjacielem. Do podjęcia skrzynki nie wymagana jest zwinność zwiadowców Apache ani żadne ryzykanckie przedsięwzięcia - można na 100% dojść ścieżką (rower można zostawić 5m od kesza) Stąd też brak atrybutu skrzynki niebezpiecznej - jednak dla każdego kto zdecydowałby się spenetrować resztki schronu niech przestrogą będzie wyżej opisana przygoda autora cytowanej książki. Okolica nie jest czysta i zawiera liczne ślady skutków spożycia wody ognistej - proszę uważać.
Dla 3ch najszybszych znalazców przewidziane mini-certyfikaty: FTF, STF, TTF. Powodzenia!