Dnia 13 września 1939 roku po ciężkich walkach i heroicznej obronie, wobec braku szans dalszej obrony bez uszkodzeń miasta, płk. Stanisław Dąbek podjął decyzję o wycofaniu się na Kępę Oksywską. Do pustej Gdyni Niemcy wkroczyli dzień później 14 września 1939 roku. W ich ręce wpadło nie tylko bardzo nowoczesne miasto, ale także równie nowoczesny, największy na Morzu Bałtyckim port handlowy. Okupanci nieomal natychmiast przekształcili go w bazę swej floty wojennej z obszernym zapleczem remontowym, lotniskiem (drugim, jedno przedwojenne znajdowało się w Rumii (niem. Rahmel), Niemcy wybudowali od podstaw lotnisko w Babich Dołachm, które istnieje do dziś) oraz ogromną fabryką torped lotniczych i morskich. Gdynia stała się największą na Bałtyku oraz jedną z kilku największych na terenie okupowanej Europy baz hitlerowskiej Kriegsmarine.
Niemcy od początku zdawali sobie sprawę, że tak niezwykle ważny port wymaga odpowiedniej obrony. Już w 1940 roku wokoło Gdyni wybudowano kilka baterii artylerii przeciwlotniczej. Na początku Niemcy sądzili, że alianckie naloty i tak nie obejmą swoim zasięgiem Gdyni. Dopiero pierwszy nalot brytyjski na sąsiedni Gdańsk, który jednocześnie był wielką porażką baterii przeciwlotniczych, w dniu 12 lipca 1942 r. (89 ofiar śmiertelnych wśród ludności cywilnej) zachwiał wiarę Niemców w bezpieczne oddalenie Gdyni od baz nieprzyjaciela. Od tego dnia Niemcy podjęli pierwsze kroki do lepszego zabezpieczenia miasta. Poza dobudowaniem kolejnych baterii przeciwlotniczych ściągnęli ze sprzymierzonych (jeszcze) Włoch II Włoski Batalion Zadymiania (wł. II Battaglione Nebiogeno Italiano, niem. 2. Italienische Nebelbattailon), liczący 600 żołnierzy pod dowództwem majora
Giuseppe Calafioriego.
Batalion zadymiania przybył do Gotenhafen (Gdyni) w listopadzie 1942 r. w określonym celu: aby po ogłoszeniu alarmu lotniczego dokonywać sztucznego, chemicznego zamglenia (zadymiania) obiektów portowych, wojskowych i miasta w celu dezorientacji lotnictwa aliantów. Włosi w Gdyni używali do tego celu wytwornic dymu/mgły produkcji niemieckiej (Nebelgerät) w postaci przenośnych beczek, wypełnionych kwasem chlorosulfonowym. Była to substancja żrąca i niebezpieczna dla środowiska. Po opadnięciu na ziemię niszczyła podeszwy obuwia, tworzyła dziury w ubraniach oraz – co było bardzo dotkliwe dla mieszkających na obrzeżach Gdyni Polaków (powszechnie hodujących kury i króliki) – powodowała masowy pomór drobiu czy królików, których karma (trawa) oraz woda nasycona „mgłą”, stawała się trująca.
Włoscy żołnierze rozstawili na terenie Gdyni oraz gdyńskiego portu liczne (głównie 140 litrowe) beczki ze wspomnianym wyżej kwasem chlorosulfonowym, sporządzonym specjalnie w tym celu na bazie kwasu solnego, chloru i tlenu. Po ogłoszeniu alarmu sygnalizującego nieprzyjacielski nalot bombowy żołnierze batalionu, ubrani w maski gazowe, gumowe buty oraz kombinezony, rozbiegali się po porcie i mieście, gdzie były wystawione owe beczki, otwierali zawory i biegli dalej do następnych, oddalonych od siebie o około 100 do 150 m, najczęściej na
skraju ulic.
Czynności takie powtarzali przy każdym nalocie lub niekiedy także po zapowiedzi o nalocie.
Kilka miesięcy przed przybyciem do Gdyni żołnierzy włoskich Niemcy wyznaczyli teren na Grabówku w kwadracie ulic: Grabowo, Kapitańska i Beniowskiego, na którym postawiono kilka (7 lub 8 ) baraków,
przy czym barak pod kuchnię oraz umywalnia i latryna zyskały betonowe podpiwniczenie. Wjazd do Campo (z włoskiego – obóz) znajdował się od strony ul. Kapitańskiej, gdzie przy bramie z prawej strony (od strony ul. Grabowo) była stacja paliw dla samochodów służbowych, a nieco dalej – barak dowództwa.
Na pobliskich wzgórzach postawiono wieże lekkich działek przeciwlotniczych. (Einheitsstand für leichte Flak). Do dziś można znaleźć tam ślady po owej jednostce jak i wspomnianych wieżach, a jeszcze nie dawno na owym terenie stał fragment baraku koszarowego.
II Batalion stacjonujący w Gdyni ze sztabem głównym na Grabówku składał się z dwóch kompanii. W skład nich wchodziły plutony, a te z kolei dzieliły się na drużyny. Zarówno kompanie, jak i plutony oraz drużyny miały swoje odrębne lokalizacje pełniły służbę w barakach, wybudowanych specjalnie jako siedziby dla nich w różnych częściach miasta m. in. w porcie wojenny w Oksywiu, na Obłużu, w Chyloni, na Działkach Leśnych, w porcie, przy Stoczni (Deutsche Werke Kiel), czy w pobliżu dworca kolejowego.
Żołnierze Batalionu Zadymiania od samego początku swego stacjonowania w Gdyni byli bardzo przyjaźnie nastawieni do ludności Polskiej, co ciekawe to właśnie Niemców nie darzyli szacunkiem. Szczególnie polubili gdyńską młodzież i dzieci. Co więcej, zauważając trudną sytuację bytową gdynian, włoscy żołnierze udzielali im pomocy, przede wszystkim dostarczając na rozmaite sposoby żywność. Jeżeli chodzi o dzieci, to Włosi bardzo często dożywiali je w swych koszarach, wręczali im też cytrusy oraz słodycze jako prezenty gwiazdkowe. Natomiast kapelan batalionu porucznik Don Silvio Porisiensi dożywiał polskich chłopców, którzy służyli im w charakterze ministrantów. Również zaprzyjaźnione polskie rodziny gościły w swoich domach włoskich żołnierzy, którzy podczas odwiedzin często przekazywali im nawet paczki z prezentami przesyłane z Włoch przez najbliższych. Częstymi podarkami była żywność niedostępna (szczególnie dla Polaków) w okupowanej Gdyni np. makaron, sardynki w puszkach czy czekolada.
Sytuacja Włochów i tak sceptycznie nastawionych do Niemców ulegała nieodwracalnemu pogorszeniu latem 1943 roku (po około 10 miesiącach służby Włochów w Gdyni), kiedy obalony został dyktator Włoch Benito Mussolini, zaś Włochy skapitulowały przed aliantami a następnie przeszły na ich stronę. Włoscy żołnierze stacjonujący w Gdyni (ale i walczący na terenie całej Europy) mieli wówczas do wyboru trzy możliwości: służyć nadal Niemcom, opowiedzieć się za aliantami i dostać się do niemieckiej niewoli (obozów jenieckich) lub walczyć po stronie aliantów zasilając szeregi partyzantki działającej w okupowanych krajach. Żołnierze stacjonującego w Gdyni Batalionu Zadymiania ani myśleli walczyć czynnie po stronie Niemców, a okoliczna partyzantka nie była w tym okresie aż tak dobrze rozwinięta w rejonie Gdyni, w związku z czym zostali rozbrojeni i umieszczeni byli w obozach jenieckich na terenie Gdyni. Zastosowano wobec nich zaostrzony rygor w postaci między innymi skąpych racji żywnościowych i ubraniowych. Wówczas to gdynianie zrewanżowali się im za pomoc otrzymywaną poprzednio. Samemu będąc w trudnej sytuacji zorganizowali kilka zbiórek żywności i leków (głównie w parafiach), które potem potajemnie i nierzadko narażając własne życie dostarczyli do obozów jenieckich.
Włosi również utrzymali dobre stosunki z gdyńską młodzieżą, członkami Tajnego Hufca Harcerzy, tworząc w obozach pewnego rodzaju konspiracje wykradali cenne dla Polskiego Podziemia informacje. Włosi zagwarantowali również, że w razie wybuchu powstania antyhitlerowskiego w Gdyni, od razu przyłączą się do walki. Ofiarna polska działalność i współpraca polsko-włoska w Gdyni zakończyła się z chwilą kapitulacji Niemiec, gdy rozrzuceni po całej Europie włoscy żołnierze, wrócili do swojej ojczyzny.
Opis miejsca dzięki uprzejmości telefonalarmowego, pochodzący ze strony
"Gdynia w okresie II wojny światowej"
Na zdjęciu identyczna wytwornica mgły z jednostki zadymiania w Policach (niem. Pölitz), w której służyły estońskie kobiety.
Składała się z kilku części:
1) stalowa butla ze sprężonym powietrzem
2) zaworu z manometrem, do kontrolowanego uwalniania sprężonego powietrza.
3) wąż pomiędzy manometrem i generatorem „mgły”
4) beczka stalowa zawierająca 140 litrów kwasu (mgły)
5) dysza z osłonka ochronną umożliwiająca wypuszczenie "mgły" z bezpiecznej odległości
Beczka z kwasem chloro sulfonowym używana przez jednostki zadymiania . Zdjęcie nie pochodzi z Gdyni.
Wytwornice mgły chwilę po uruchomieniu. Zdjęcie nie pochodzi z Gdyni, lecz tutaj używano takich samych.
Znaczek z beretu włoskiego batalionu zadymiania – „II Nebbiogeno Battaglione” – z Gdyni.
Edit: 9.10.2014
Skrzynka, ze względu na to, iż w jej pierwotnym miejscu ukrycia rozpoczęła się budowa,
została przeniesiona do lasu, około 300m dalej, w bardziej ustronne miejsce.
Zapraszam do poszukiwań.