Zimne nóżki
W ramach kuilinarnych reminescencji przy okazji świeżo co zakończonych Świąt Bożego Narodzenia jakoś na mnie trafiły przepisy rodem z PRL-u. Nóżki w galarecie, zwane też zimnymi nóżkami, niby dość pospolite danie, ale za PRL-u miało swoje poczesne miejsce w całej plejadzie dostępnych pozycji restauracyjnego menu.
Do historii kulinariów okresu komuny weszły jako składnik „lornety z meduzą” – podstawowej pozycji menu ówczesnych knajp i restauracji. Mniej obeznanym przypomnę, że chodzi o dwie pięćdziesiątki wódki oraz właśnie nasze nóżki ze względu na swą konsystencję oraz zawartość nazywane od tego dość złośliwego zwierzątka (równie przezroczyste przez brak „wkładu” i równie trzęsące się przez nikłą zawartość żelatyny w żelatynie). Nóżki doskonale pasowały jako zagrycha (teraz: przekąska) do serwowanej wódki. Poza tym w okresie ograniczeń w sprzedaży alkoholu weszły w życie również przepisy o obowiązku zamawiania konsumpcji do podawanych mocnych trunków. A że nóżki były najtańsze… Właśnie „nóżki w galarecie”, czy „galareta z nóżek”.
Lorneta i galareta to w czasach PRL-u było męskie danie. I tylko trzeba było wiedzieć gdzie je zamawiać by przeżyć.
O keszu:
Kesz to mikromagnetyk ukryty pod kordami. Wystarczy się dobrze rozejrzeć.