Wśród pionierów, którzy osiedlili się w miejscu osiedla Manhattan, byli Seeligerowie, Skrudzińscy i Hoffrichterowie - pisze Wiesław Pierzchała. Aż trudno uwierzyć, że w samym centrum Łodzi, gdzie dziś stoją potężne wieżowce, dzięki którym miejsce to nazywane jest Manhattanem, dawniej było pustkowie wypełnione chaszczami i mokradłami. Stąd nazwy ówczesnych ulic: Pusta i Dzika, które obecnie znane są łodzianom jako Wigury i Sienkiewicza.
Zmiany ruszyły w latach 30. i 40. XIX stulecia, gdy zaczęli się tam osiedlać osadnicy z Niemiec. Byli pionierami, których - przez analogię z Manhattanem i rdzennymi mieszkańcami Ameryki Północnej - nazywa się Indianami. To właśnie oni wybudowali pierwsze, tak kiedyś typowe dla pejzażu Łodzi, domy tkaczy. Przeważnie były to parterowe, drewniane budynki o stromych, krytych gontem dachach. Z czasem zaczęły się pojawiać fabryki, magazyny i kamienice. Kim byli pierwsi mieszkańcy tej części miasta?
- Palma pierwszeństwa należy się Ferdynandowi Seeligerowi - opowiada Leszek Skrzydło, który z innymi autorami napisał książkę pod roboczym tytułem "Ludzie. Pasje. Miasto". - W latach dwudziestych XIX wieku przybył on z pierwszą falą osadników z Chemnitz w Saksonii. Ożenił się, podjął pracę, między innymi w znanym bielniku Tytusa Kopischa przy ulicy Tymienieckiego i wystarał się o przydział dwóch działek przy ulicy Piotrkowskiej 184 i 186, w którym to miejscu mieści się dziś popularny sklep Domus.
Przybysz z Saksonii zaczynał typowo: od małych, domowych warsztatów tkackich, po czym w 1840 roku uruchomił okazałą Wykańczalnię i Farbiarnię Wyrobów Bawełnianych. Interesy szły dobrze, więc fabrykant mógł sobie pozwolić na rozbudowę zakładu, dzięki czemu w głębi posesji pojawiły się magazyny, apretura, pakowalnia i inne budynki przemysłowe.
Po śmierci Ferdynanda Seeligera, w 1877 roku, firmę poprowadziła jego córka Maria, która ją rozbudowała i postawiła kamienicę przy ul. Piotrkowskiej 184. Stoi ona do dzisiaj i jest siedzibą banku. W przeciwieństwie do fabryki, którą po II wojnie światowej przejęło państwo i włączyło do Fabryki Firanek i Koronek FAKO z siedzibą na Teofilowie, a która w latach 70. została zburzona pod budowę wieżowców.
Wśród sąsiadów Seeligerów był m.in. fabrykant Juliusz Albrecht. To właśnie on w końcu XIX wieku przy ul. Piotrkowskiej 194 postawił stylową kamienicę. Miłośnicy kwiatów dobrze ją znają, gdyż na parterze mieści się kwiaciarnia Skrzydlewskich.
Wśród pionierów Manhattanu wyróżniał się kolejny fabrykant - Karol Hoffrichter, który w 1840 roku przybył do Łodzi ze Śląska i otrzymał sporą działkę ciągnącą się od ul. Piotrkowskiej 204/206 wzdłuż ul. Wigury do ul. Sienkiewicza. Zaczynał od małej, domowej tkalni, aby wkrótce wybudować piętrową tkalnię i dwupiętrową przędzalnię. Po II wojnie światowej w budynkach pofabrycznych były m.in. magazyny Cepelii. Na działce był staw, który ogrodzono i wykorzystywano jako prywatne kąpielisko. Jak ustalił Leszek Skrzydło, w miejscu tym stoi dziś blok z Galerią Manhattan.
Z czasem na ul. Piotrkowskiej stało się zbyt ciasno, aby rozbudowywać stare fabryki i wznosić nowe. Dlatego Karol Hoffrichter - junior, który był wytrawnym znawcą muzyki i potrafił mówić w siedmiu językach, zaczął inwestować przy obecnej al. Politechniki, naprzeciw Hali Sportowej. W jego ślady poszli sąsiedzi z ul. Piotrkowskiej: rodziny Juliusza Albrechta i Józefa Gampego. Powstały tam dwie fabryki, które w czasach PRL połączono w Zakłady Przemysłu Bawełnianego "Maltex" działające do lat dziewięćdziesiątych. Dziś po fabryce nie ma śladu, zaś w miejscu tym wiosną 2011 roku ma ruszyć budowa centrum handlowo-biurowo-rozrywkowego "Sukcesja".
Wspomniany Józef Gampe mieszkał w domu tkacza przy ul. Piotrkowskiej 208/210. Zanim zaczął inwestować przy al. Politechniki, w głębi podwórka wybudował tkalnię i kotłownię. W pobliżu - przy ul. Piotrkowskiej 214/216 - osiedlił się kolejny pionier: Aleksander Skrudziński. Wśród innych łódzkich fabrykantów wyróżniał się tym, że był Polakiem o szlacheckich korzeniach. Kupił fabrykę i ją rozbudował. Zatrudniał ponad stu robotników, a jego majątek szacowano na 90 tys. rubli. Dwa razy się żenił i miał dziewięcioro dzieci. Jedna z jego córek wyszła za mąż za Karola Hoffrichtera- juniora. Po śmierci Aleksandra Skrudzińskiego w 1897 roku jego firma wkrótce zbankrutowała. Leszek Skrzydło jest zdziwiony takim obrotem sprawy, ponieważ - jak zaznacza - przedsiębiorstwo było w dobrej kondycji, a w rodzinie nie brakowało osób, które mogłyby ją poprowadzić.
- Dwie prawnuczki fabrykanta, z którymi się spotkałem, też nie znają odpowiedzi na to intrygujące pytanie - przyznaje Leszek Skrzydło. - Przypuszczają, że żaden z synów Skrudzińskiego nie przejawiał zdolności ani chęci, by dalej prowadzić dzieło ojca. Twierdzą też, że nie bardzo wiadomo, co stało się z majątkiem. W ich rodzinie utrwalił się pogląd, że syn z drugiego małżeństwa, Konstanty, po prostu go roztrwonił.
Ostatnie z domów tkaczy w tym miejscu miasta rozebrano w latach 70. pod budowę wieżowców. To właśnie wtedy narodził się łódzki Manhattan ograniczony ulicami: Piotrkowską, Piłsudskiego, Sienkiewicza i umowną linią między Wigury a Brzeźną. Wprawdzie miłośnicy dawnej Łodzi protestowali przeciw wyburzeniu cennych, coraz rzadszych budynków, które dziś byłyby dużą atrakcją turystyczną, ale lokalne władze partyjne były nieubłagane. Chodziło im głównie o to, aby usunąć niesłuszne relikty wczesnego kapitalizmu i w ich miejscu postawić bloki mające być dowodem wyższości budownictwa socjalistycznego.
Wiesław Pierzchała,
Dziennik Łódzki http://www.dzienniklodzki.pl/kultura/kochamlodz/338664,jak-indianie-opanowali-manhattan,id,t.html#material_1
Jak najbardziej ciekawe miejsce, spacer przez dżunglę miasta, wycieczka koleją żelazną, by poznać ów niezwykły cud budownictwa. By przez chwilę poczuć się jak w centrum światowej metropolii
Opis z roku 2011
GPS - można zostawić w domu, można też zabrać, ale okoliczne bloki skutecznie zaciemniają sygnał. Szkoda prądu i siana.
Piesi, rowerzyści, zmotoryzowani, mogą dotrzeć na własnych nogach bądź kołach zaczynając spacer z od ulicy Piotrkowskiej, lub jak kto woli od Galerii Centrum i ulicy Sienkiewicza. Choć my polecamy wtargnięcie od ulicy Żwirki gdzieś w okolicach szkoły podstawowej numer 14. Mijamy parking wielopoziomowy i jeszcze paręnaście metrów i naszym oczom okazuje charakterystyczny grzybek lokalnej stacji infrastruktury wodno gazowej. Jesteśmy już na miejscu.
Opis z roku 2022
Kesz na współrzędnych - atrybuty, głupcze
Opis z roku 2011
Geocache to ukryte plastikowe pudełeczko. Miejsce ukrycia znajdujuje się w grzybku (od wschodniej strony) północny otwór wentylacyjny na wysokosci około 2 metrów. By dostać, trzeba się podciągnąć.Saperka ani kłujka nie będzie potrzebna, w zupełności wystarczą rękawiczki, choć i one nie są konieczne.
Na starcie zawiera:
Logbook, ołówki - nie na wymianę
Zabaweczki, i inne pierdółki, niespodzianki - jak najbardziej na wymianę.
Opis z roku 2022
Czerwone faliste od spodu, spoiler, weź coś do pisania.
Tęczowy Geocaching Pozdrawiam http://geocaching.com