Grażyna dotarła do Rokitnicy, gdzie wiejska architektura zachwycała ceglanymi domami, brukowanymi drogami i klasycystycznym palacem, pełniącym funkcję kolonijnego ośrodka. GS tętnił życiem — półki uginały się od oranżady w szklanych butelkach z drucianym kapslem i wafli w papierowych opakowaniach. Obok pałacu wznosił się szachulcowy kościół, otoczony starymi lipami, które szumiały jakby znały wszystkie historie wsi. Koloniści — dzieci z miast, w ortalionowych kurtkach i z plecakami typu "Relaks" — bawili się w berka na pałacowym dziedzińcu, a ich śmiech mieszał się z dźwiękiem rowerowego dzwonka Grażyny. Rokitnica miała charakter sielski, z zapachem świeżo skoszonej trawy i rytmem dnia wyznaczanym przez dzwony z kościoła i sygnał z megafonu GS-u.