18 grudnia sanie Mikołaja odmówiły posłuszeństwa, na szczęście, z pomocą keszerów udało się je naprawić. Jak się okazało nie na długo. Z nocy 29 na 30 grudnia sanie ponownie przestały działać. Tym razem, Mikołaj nie zdążył powiadomić keszerów. Sanie spadły w okolicach stadionu przy ul. Oporowskiej we Wrocławiu. Wszystko pewnie potoczyłoby się świetnie, gdyby nie dziecko obudzone hałasem. Podbiegło ono do okna i wrzasnęło: "MIKOŁAJ!". Nasz bohater nie miał wyjścia: musiał uciekać. Wpakował się w krzaczory i zauważył jego jedyny ratunek: pociąg! Musiał biec. Wstrętny bachor pewnie już zbiegał ze schodów, ale on był szybszy. Kilkoma susami wspiął się na nasyp, wszedł na stertę betonowych dziwadeł i skoczył w kierunku pociągu. W locie poczuł, że jest mu trochę zimniej w stopę, ale nie miał za dużo czasu na rozmyślania, bo kilka milisekund później znalazł się w pustym wagonie. Wtedy zobaczył TO, a właściwie nie zobaczył, bo TO zostało poza wagonem. "O nie, mój but", pomyślał "Tylko nie on!". Mikołaj bowiem trzymał w swoim bucie najcenniejsze skarby. Po chwili, na nasyp wbiegło dziecko, stety lub nie, zobaczyło tylko ostatni wagon pociągu.
Należał do Wrocławskiej Ścieżki Świątecznej [12DŚBN], po jej likwidacji zmienił się w mobilniaka. Kesz to jedyny w swoim rodzaju pojemnik. Zawiera logbook, ołówek oraz kilka fantów na wymianę. Pojemnik jest unikatowy, dlatego jeżeli się zagubi, kesz zostanie zaarchiwizowany. Pojemnik jest dość duży, dlatego jeżeli nie jesteś pewien, czy uda Ci się odnaleźć dla niego odpowiednie bezpieczne miejsce - nie przesuwaj go!