Złoty pociąg w Łodzi?
Jakiś czas temu wybrałem się z dzieckiem na keszowanie do Parku Julianowskiego. Gdy kręciliśmy się w okolicy Gajówki [OP8FXE] zaczepił nas siwy, zaniedbany staruszek słysząc pewnie jak to szukamy „skarbu”. Wyglądał gorzej niż kiepsko, na oko z 80 lat, ubranie brudne, buty podarte, zgarbiony, co chwila kaszlał i spluwał na bok... Młoda od razu się go wystraszyła i schowała za mnie ;)
- Tutaj to g... znajdzieta - zaczął tymi słowami.
Aha, pomyślałem, czyli ktoś Victora skrzynkę spalił i dziecko już sobie zabawki z kinder-niespodzianki nie wymieni.
- To zupełnie gdzie indziej, bliży cmyntarza - powiedział szeptem nerwowo rozglądając się na boki.
- Panie, ja panu powim, bo ja to już jedną noga nad mogiłą stoję, aaa i nie chce tej tajemnicy zabrać ze sobą. Jestem już cholernie umęczony.. a un tam nadal jest!!
Po czym nastąpiła długa fala kaszlu zakończona splunięciem zieloną flegmą.
- Żeś słyszał pan o tym szkopskim pociągu co wyjechał na koniec wojny z Budapesztu? - kontynuował drapiąc się przy tym po zarośniętym podbródku. No oczywiście nie słyszałem.
- Amerykańce znaleźli go w tunelu w Austrii miesiąc później. Był pełen złota zabranego Żydkom. Wisz pan, tam koło Wałbrzycha też szukają takiego pociągu, ale nie znajdą. Już go za komuny parszywce SBecy po kryjomu wyciągli, a te teraz to ch... znajdą tymi koparkami!
No o kopaniu na 65km to chyba wszyscy słyszeli.
- Choć pan, bierz dzieciaka, zobaczysz gdzie nasz stoi – mruknął i ruszył w stronę Zgierskiej.
No to my też za nim, z ciekawości co to dziadek sobie ubzdurał. Po wyjściu z parku zatrzymał się, zakaszlał i brudnym, powyginanym od reumatyzmu palcem pokazał na małe wzniesienie niedaleko cmentarnego płotu.
- Bo wisz pan, przed wojną ten park, to wszystko naokoło było barona. - ciągnął dalej po dłuższym milczeniu - czego tu nie było, pałac jak z bajki, fontanny, mostki, tunele, stawy. Ale w 1939 szkopy wszystko zbombardowali, a potem zajęli. Pałac zrujnowali, a leje po bombach to były takie, że tu pociąg mógł wjechać. No a jak Żydów zamkli w getcie to ich obrabowali doszczętu. Oj, dużo im zabrali, dużo. Zegarki, piniondze, biżuterię, świeczniki ładowali na wozy i tu niedaleko na Radegast wozili a potem to szło do tfuu... Berlina. Ale wisz pan, była bocznica tam z Radegastu co szła do tego więzienia tu obok co to Niemcy w styczniu czterdziestego piątego podpalili razem z ludźmi. I jeden ten wagon do Berlina nie pojechał ino go tu schowali w tym przerobionym leju. Myśleli pewno, że wrócą po niego psie syny, a ja to wszystko widziałem, w krzakach siedziałem. Żem widział jak go zabudowali cegłą i zasypali. I panie nawet drzewka małe na nim sadzili!
- Panie, latami żem myślał co z tym począć. Nawet żem próbował trochę kopać tam gdzie ten esesmański but leży. Się kurde bałem, że całego esesmana wykopie..hehe. A wisz pan jak z takim trzeba? Za ryj go, za ryj!! Ale mi nie szło to kopanie, a nie chciałem nikogo o pomoc prosić. Noo i żem w końcu stwierdził że to wszystko splamione krwią tych nieszczęśników z getta i że to mi szczęścia ni cholery nie przyniesie. Nie chce tego wagonu, niech zgnije w ziemi w diabły.
Nastało milczenie, właściwie to nie wiedziałem co mam mu odpowiedzieć.
- Tyle lat po wojnie - ciągnął jednak dalej - czasem tu przychodzę popatrzeć na te górkę ale wiem żem dobrze zrobił, a pan teraz rób co chcesz... Chciałeś skarb to go masz... A dwa złote to byś nie poratował na piwko? - uśmiechnął się prosząco ukazując przy tym bezzębne dziąsła.
Wygrzebałem dwuzłotówkę, on teatralnie się ukłonił, po czym odwrócił, zaharczał i powoli powłócząc nogą poszedł alejką wgłąb parku. A my tak zostaliśmy i patrzyliśmy na te małe, prawie niewidoczne wzniesienie porośnięte drzewami.
- No tata idziemy szukać skarbu co ten pan mówił, no idziemy, wpiszemy się w logbuka, prawda??
Poszedłem sam dwa dni później, esesmański but był ale mi się nie udało żadnego pociągu znaleźć. Może za płytko kopałem albo dziadek podłożył mi świnię a ja dałem się nabrać. I jeszcze jestem do tyłu dwa złote...