Trafiłem na miejsce bez problemu, 17:04, szukam to tu to tam - kesza nie ma. Nagle zauważyłem dwójkę ludzi, którzy siedzą na krawężniku. Aparat, GPS, jakieś małe pudełeczko, mapa. No i kesz się znalazł

Uprzedziła mnie para angielskich turystów, którzy poszukiwali tego samego kesza co ja. Skończył się logbook, ale miałem zapasowy do mikro i razem z Anglikami podratowałem skrzynkę. Wpisaliśmy się, wymieniliśmy informacje o keszingu, przekazałem dwa geokrety. To było naprawdę wspaniałe spotkanie, pod czujnym okiem kwiaciarki (tym razem była zamiast kwiaciarza). Super skrzynka.