Do obiektu weszliśmy jak zwykle wejściem najmniej komfortowym, ale napewno najciekawszym( jak to mówią: "od dupy strony"). Tylko dzięki pracy zespołowej i jednej parze woderów zakładanych raz na jedną, raz na drugą nogę udało się przejść suchą stopą. Kesza dorwałem ja, oczywiście przedzierałem się przez zwalony beton i pręty zbrojeniowe, a można było po prostu przejść bokiem... dzięki za skrzynkę!