drugie podejście zakończyło się sukcesem, choć wcale nie było łatwo ale o tym później.
w sierpniu GPS w telefonie wyprowadził mnie w zopełnie inne miejsce, które zresztą też nadawało się na wiszący kesz, ale dzięki poprzednim wpisom dowiedziałem się, że zdjęcie satelitarne rozwiewa wątpliwości i dziś bardzo zdeterminowany, pomimo deszczu i zimnego wiatru wlazłem na tę górkę (mało się nie wywróciwszy kilkukrotnie). chciałem też zanotować, że zabrałem debiutantkę Anię, która chyba jednak nie poczuła klimatu, bo jedyne co czuła to zgrabiałe paluchy

no więc jak już tam byliśmy i wiedzieliśmy gdzie, to chyba z 15 minut patrzyliśmy się na potencjalne miejsce, z latarką i bez latarki i nic. zadzwoniłem do kolegi morrisona i tylko dzięki niemu nabrałem drugiej fali uporu. i co? no patrzyliśmy się na to miejsce wcześniej cały czas i dopiero po telefonie skrzynka postanowiła objawić się... eh, satysfakcji jest oczywiście połowa, bo przecież stałem 1,5m od miejsca ukrycia i sam nie znalazłem.... a może właśnie za blisko stałem?
dziennik jest niestety lekko wilgotny, pewnie dlatego, że strunówka była przetarta, wymieniliśmy.