Po wczorajszych przygodach zakończonych na OP3EED dziś wracamy do Kurozwęk i do pałacu, by podjąć ostatniego tutejszego kesza.
Najpierw jednak korzystamy z pałacowych i przypałacowych atrakcji. Już wczoraj załapaliśmy się na bizonowe "safari", a dziś odwiedzamy labirynt w ziole (mrrr

) i pałacowe lochy. Generalnie wrażenie jest pozytywne - to takie miejsce, gdzie każdy znajdzie coś tam dla siebie, przy tym dość fajnie zorganizowane. Z minusów trzeba wymienić organizację parkingu i w ogóle ruchu kołowego - wspólna, mocno zakurzona droga z odwiedzającymi wędrującymi do pałacu z dalszych parkingów to trochę koszmar. Jest jeszcze jeden minus, choć ten bardziej dotyczy mentalności, a raczej zachowań naszych kochanych rodaków. Otóż w labiryncie urządzono dla dzieciaków i nie tylko zabawę w krzyżówkę. Odwiedzenie wszystkich "haseł" wymaga przejścia prawie przez cały labirynt. Zresztą nawet jeśli się nie zalicza krzyżówki, to labirynt - niejako z definicji - jest zabawą w chodzenie po krętych i niekiedy ślepych uliczkach. A ponieważ ten labirynt jest dość... nietrwały i w wielu miejscach urósł dość rzadko, to co kawałek wydeptana była "nielegalna" ścieżka-skrót. Zastanawiam się, po kiego grzyba ktoś w ogóle wybrał się do labiryntu (dodatkowo za to płacąc), by potem skracać sobie drogę psując zabawę innym (miejscami "nielegalne" ścieżki wprowadzały sporo zamieszania w porównaniu z planem labiryntu)...
Jeśli chodzi o kesza to jest dość prosty i szybki. Liczyliśmy chyba na trochę więcej, choć niby niczego mu nie brakuje...
A ponieważ w ten sposób kompletujemy wszystko co do skompletowania w Kurozwękach, wobec tego pędzimy dalej - do Szydłowa, a konkretnie do OP6BF9.
Dzięki za tego kesza!