No to popędziliśmy z Macho, też po pracy, tyle że jeszcze dzieci trzeba było obsłużyć. No i wyszło na to, że dotarliśmy po zmroku. Dla mnie klimat bardzo fajny. Czysty ładny urbeksik. Ale dla Macho...musiałam cały czas go uspokajać i mówić, że nikogo tu nie ma, prąd wyłączony i nic mu sie nie stanie...A szukanie hasła przerosło już wogóle jego możliwości

- Ciagnęłam na siłę za rękę po kolejnych pomieszczeniach. No cóż to chyba ja przejmę tytuł "macho" w naszym związku