Na tym keszu skończyło się rowerowe rumakowanie

Niby jakaś ścieżynka była, ale robiła się coraz bardziej zarośnięta, więc zaczęliśmy prowadzić rowery, aż w końcu w chol**ę je zostawiliśmy i udalismy się ostatnie 200metrów pieszo na azymut. Po tej ilości paproci aż dziw, że nie załapaliśmy żadnego kleszcza

Na górę wdrapałam się ja i nie żałuję, bo umiejscowienie kesza ciekawe, a opakowania pozwolę sobie nie komentować ;)