Nie ma to jak przyjechać do Łodzi o północy, wyspać się spokojnie, zjechać po kesza i trafić na FTFa (i to nie ostatniego, jak się później okazało).

Kordy przestrzelone o kilkanaście metrów - po znalezieniu podesłaliśmy Olowi bardziej zbliżone, dzięki czemu późniejsze ekipy miały trochę łatwiej, więc Maleska nie była na haju.

Założyciele doskonale wiedzą, jak tam błądzilismy i gdzie zaglądaliśmy, więc oszczędzę wypracowania.

Jedno z ulubionych i najbardziej trwałych leśno-miejskich maskowań.

Dobra robota!