Log entries "Szwedzkie Góry" - grodzisko pod Grodziskiem
66x
3x
11x
2x Gallery
2010-09-25 15:01
meteor2017
(
3454)
- Found it
Ja w zasadzie też planowałem kesze na grodziskach zachodniomazowieckich. Ale to jeden z wieeelu planów i w końcu pomysł częściowo przejęła lavinka.
Dotarłem tu podczas feralnej końcówki feralnego tygodnia. Już w poniedziałek rano potknąłem się rano o nierówny chodnik i zaliczyłem glebę - pościerałem sobie dłonie, akolano pobolewa mnie do tej pory (paradoksem jest że tydzień wcześniej wisiałem na skałach nad tysiącmetrowymi przepaściami, zdobywałem kesze z pięcioma gwiazdkami, a tu na chodniku omal nie złamałem sobie nosa). Potem we wtorek pomyliłem zmiany w pracy i zamioast się wyspać przyleciałem skoroświt...
Ogólnie tydzień był pod znakiem braku czasu i niewyspania. Miałem w weekend jechać z rowerem w Bieszczady, ale nie zdążyłem przeserwisować roweru, trochę przy nim posiedziałem w czwartek w nocy, ale nie zdążyłem doprowadzić go do takiego stanu by jechać nim w góry.
Pogoda ładna w weekend, więc przynajmniej postanowiłem pojeździć po okolicy i zrobić keszowe dożynki zachodnimazowieckie. Plany były ambitne - kilkanaście keszy, zacząłem od grodziska "Szwedzkie Góry", a tu pod grodziskiem opona mi strzeliła. (dosłownie strzeliła!) nie zauważyłem że opona mi się przecieraNo nic, najpierw hyc w krzaki po skrzynkę, a tu nie mogę znaleźć, kłujkuję, kłujkuję i nic. Przeszukałem trzy dąbki i nic. No to kawka, prowizoryczne łatanie opony (ledwie, ledwie, bo power-tape mi się skończył), zmiana dętki (ale najpierw łatanie, bo okazało się że z domu zabrałem dziurawą, dobrze że w ogóle zabrałem, bo tej co dziś poszła nie dałbym rady załatać - taka dziura), telefon do założycielki z pytaniem o kesza (ale gdzieś polazła i nie zabrała ze sobą telefonu)...
Już miałem ponownie szukać skrzynki, a tu jakaś rodzinka się w pobliżu rozsiadła. Na szczęście szlaban widzieli, ale drzewek już nie. Zabrałem się za szukanie ciężkim sprzętem, znaczy łopatką i udało się, tam gdzie myślałem że będzie, ale kłujką nie namierzyłem (może nie umię się tym posługiwać?). Elementów maskujących brak, worek w strzępach, jakieś zwierzątko je podziabało, więc wymieniłem, dorzuciłem GeoKreta i w drogę powrotną.
Jechałem trasą, bo bałem się że na wertepach prowizoryczne łatanie nie wytrzyma, ale i tak bałem się że zaraz mi dętka znów strzeli. Jakby co, to jechałem wzdłuż torów i mogłem się przesiąść w pociąg. Stacje wyznaczały kolejne etapy jazdy - Jaktorów, Międzyborów i Żyrardów! Udało się! 18km na przetartej oponie to niezły wynik ;-)
No cóż, jakoś od dawna ciągły brak czasu i nie mogę się zebrać by dać rowery do serwisu, to potem takie skutki :-/