Dawno dawno temu... (tak było - nie kłamię)
jak mówi legenda, mieszkał na zamku rycerz-rozbójnik imieniem Tiloff. Pewnego dnia napadł na kupca ze Śląska. Jednakże ten kupiec miał na podorędziu pistolet, naładowany srebrnym guzikeim od sukni swojej żony. Wystrzelony guzik trafił w sam środek serca rozbójnika.
Wieść o śmierci znienawidzonego Tiloffa rozeszła się po pobliskich wsiach, tak że chłopi pospieszyli do zamku. Zająwszy go, chcieli zdobyć szturmem wieżę. Gdy broniącym się nie pozostało już nic, czym mogliby rzucać w dół, zaczęli wylewać swój gotowy obiad - grubą papkę z kaszy (niem. Grutzbrei). Ta zaś wylądowała prosto na hełm stopleńskiego kowala. "Zaraz wykurzymy was z tego garnka do kaszy (niem. Grutzpott)" - krzyknął i wyważył drzwi wieży żelaznym prętem. To był koniec zbójnickiego gniazda. Od tamtej pory mówi się na ową wieżę Grutzpott.
Źródło: tablica infromacyjna pod zamkiem.
Chcesz wiedzieć więcej o samej budowli - poczytaj resztę tablic. Mówią po polsku:)