W tegoroczne święta Bożego Narodzenia mogliśmy obserwować niecodzienne widowisko: Wielką Koniunkcję Jowisza i Saturna. Samo zjawisko w przypadku tych dwóch planet można obserwować stosunkowo często, bo raz na około 20 lat, jednak w tym roku było ono wyjątkowe. Tak niewielka odległość dzieliła je ostatni raz 800 lat temu, 4 marca 1226 roku.
Johannes Kepler badając wielką koniunkcję z 1603 roku uważał, że wielka koniunkcja z 7 r. p.n.e może być tożsama z tzw. Gwiazdą Betlejemską.
Hindusi i Żydzi sądzili, że spadająca gwiazda to dusza, która właśnie wciela się w jakiegoś przychodzącego na świat człowieka. Plemiona germańskie także wiązały spadanie gwiazdy z opuszczaniem przez duszę niebios i przyjmowaniem cielesnej postaci. Słowianie uważali, że gwiazda spada, bowiem spadło i czyjeś życie, ktoś umarł, a śmierć strąciła jego gwiazdę.
Ja zawsze słyszałem o tej słowiańskiej wersji. W te święta spadła kolejna gwiazda: mojego Taty. Dedykuję mu tę skrzynkę. Miała być bardziej "extra", miały być certy, nie dałem rady. Dziękuję również Victorowi, którego poprosiłem o zastępstwo. Jednak chciałem sam ją dokończyć.
Jak ją znajdziesz droga Keszerko, drogi Keszerze, pomyśl o Nim przez chwilę. Jeśli wierzysz, modlitwa nie zaszkodzi. Jest już w lepszym miejscu.
PS. Weźcie coś do pisania i możliwe, że do wyjęcia logbooka.