W Biłgoraju przy ul. Zamojskiej, niedaleko sklepu „Stokrotka”, w połowie drogi między skrzyżowaniem z ul. Długą a ul. Leśną, stało w czasie II wojny światowej ogrodzone wysokim murem więzienie. Więzienie to służyło Niemcom do osadzania, przesłuchiwania i torturowania partyzantów i innych członków ruchu oporu.
W dniu 10 września 1943 r., po aresztowaniu przez gestapo i żandarmerię niemiecką, trafił do tutejszego więzienia Bolesław Usow „Konar” razem ze swoim bratem Bazylim i profesorem Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie Ludwikiem Ehrlichem oraz gajowym Antonim Roczniakiem. Wszyscy razem zostali zaaresztowaniu za działalność konspiracyjną w budynku Nadleśnictwa Huta Krzeszowska, gdzie „Konar” był nadleśniczym.
Tadeusz Chrzanowski w artykule pt. „Nadleśniczy Bolesław Usow ps. Konar (1913-1954)”, dostępnym pod tym linkiem: https://www.torun.lasy.gov.pl/documents/426998/38409505/USOW+BONEWICZ+Boles%C5%82aw+(1913-1954)%2C+nadle%C5%9Bniczy.pdf/2f9d89b5-c57f-99f4-5e9d-72eb8848f867
tak notuje:
Wywiad Armii Krajowej ustalił, że z chwilą przybycia [z więźniami] do Biłgoraju, gestapowcy niezwłocznie rozpoczęli śledztwo. Próbowali wymusić zeznania z zastosowaniem brutalnych tortur. Bolesław Usow był głównym podejrzanym i jego najbardziej maltretowano. Prof. Ehrlich próbował nawet popełnić samobójstwo, dlatego w celi siedział skuty. Antoniemu Roczniakowi zlecono pieczę nad nim. Wszyscy aresztowani byli już wtedy żołnierzami Polski Walczącej, zaś prof. Ehrlich pracował w strukturach Biura Informacji i Propagandy AK Okręgu Lublin. Sytuacja była zatem poważna. Dla zainteresowanych było jasne, jaki będzie finał aresztowań i na tragiczny wyrok gestapo nie trzeba będzie długo czekać. „Ojciec Jan” (Franciszek Przysiężniak) – dowódca, operującego w okolicznych lasach oddziału partyzanckiego Narodowej Organizacji Wojskowej (NOW-AK) znał Bolesława Usowa jeszcze z czasów, kiedy uczęszczali do gimnazjum w Brodnicy, na Pomorzu. Niezwłocznie zlecił „Jurandowi” (Józefowi Igrasowi) – jednemu ze swoich podwładnych – zajęcie się sprawą odbicia więźniów w Biłgoraju.(…)
Batalia o biłgorajskie więzienie rozpoczęła się (…) 20 września, przez rozbicie biłgorajskiego garnizonu pod Ujściem i miała decydujący wpływ na postawę Niemców w dniu bezpośredniego ataku na więzienie.
Zajście pod Ujściem, wiosce w lasach Janowskich, opisuje Maria Deresz w swojej książce „Niebo bez słońca”(Warszawa, 1983):
„Jesienią 1943 roku podjęto przygotowania do wspólnego z AK ataku [zapewne chodzi o wspólny atak NSZ i AK] na biłgorajskie więzienie w celu uwolnienia osadzonego tam por. „Konara”. (…)
W akcji mieli uczestniczyć żołnierze oddziału „Ojca Jana” pod dowództwem – zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami – por. „Groma” (Edward Błaszczak). Plan zakładał, że oddział „Ojca Jana” zaatakuje i zwiąże walką oddziały SS w Wólce pod Biłgorajem, a oddział „Żegoty” (Tadeusz Sztumberk-Rychter) opanuje więzienie. Oddział „Ojca Jana” trzykrotnie usiłował zatrzymać SS-manów w Wólce, za każdym razem musiał jednak ustąpić przed przeważającymi siłami.
Podczas ponownych przygotowań pojawił się w oddziale „Długi Jaś”, sołtys wsi Uście. Przekazał wiadomość, że do Bukowej, odległej od miejsca postoju o zaledwie kilka kilometrów, przybyły od strony Biłgoraja samochody z żandarmerią. Żandarmi pozostawili je we wsi, zażądali podwód i skierowali się w las. (…) Żandarmi przesiedli się na podwody konne, aby warkot samochodów nie zdradzał ich obecności. Na szybką translokację oddziału nie było czasu. Trzeba było przyjąć walkę, co tym samym pomniejszało liczbę żołnierzy przewidzianych wcześniej do pomocy w akcji na więzienie w Biłgoraju. Szybko zorganizowano zasadzkę. (…) Oddział żadnych strat nie poniósł, zdobył znaczne zapasy broni maszynowej, krótkiej i umundurowanie. Niemcy stracili 60 zabitych, wielu odniosło rany, a jeden został wzięty do niewoli.
Po stoczonej walce oddział zapadł po przeciwległej stronie Uścia w niedostępnym bagiennym terenie Bród. Storchy bezskutecznie starały się trafić na jego ślad. Niemcy zaś zbierali rannych i zabitych, wywożąc ich ciężarówkami.”
Walka ta pozwoliła zdezorganizować Niemców przed planowanych przez partyzantów atakiem na więzienie. Uszczupliła ich siły, zaabsorbowała do zajmowania się rannymi i zmusiła do zmniejszenia czujności.
24 września 1943 r. nastąpiło uderzenie na biłgorajskie więzienie. Literatura z lat wcześniejszych, np. „Nie dali ziemi skąd nasz ród” (Lublin, 1967) Jerzego Markiewicza oraz wspomniane „Niebo bez słońca” podaje, że ataku na więzienie dokonała Kompania Warszawska oraz oddziały por. „Norberta” (Jana Turowskiego) i por. „Doliny” (Adama Piotrowskiego) pod dowództwem kpt. „Żegoty” (Tadeusza Sztumberka-Rychtera). Maria Deresz dodaje jeszcze, że w akcji uczestniczył „Woyna” (Adam Haniewicz) oraz, że: „wobec nieprzybycia oddziału „Groma” kpt. „Żegota” musiał zrezygnować z planowanego uderzenia na koszary”.
Tymczasem Tadeusz Chrzanowski we wspomnianym artykule w ogóle nie wymienia w akcji „Norberta” i „Doliny” tylko twierdzi, że: „akcja wykonana została pod dowództwem kpt. „Żegoty” (Tadeusza Sztumberk-Rychtera) przez jego oddział, przy wsparciu oddziału „Groma” (Edwarda Błaszczaka) i „Zęba” (Leonarda Zdanowicza).”
Potem dodaje jeszcze ciekawą rzecz: „Oficjalna wersja rozbicia więzienia podawana w powojennej literaturze była sfałszowana. Udział żołnierzy NSZ (Narodowych Sił Zbrojnych) „Zęba” w grupie uderzeniowej, atakującej więzienie, sprawiał kłopot autorom publikacji jako temat politycznie niewygodny. A właśnie ku chwale kpt. „Żegoty” i oddziałów współpracujących należy zapisać sprawny i bezbłędny przebieg akcji.”
Z kolei pani dr Dorota Skakuj, historyk z Biłgoraja, tak dla Radia Lublin przedstawiała udział Leonarda Zub-Zdanowicza „Zęba”:
„Z punktu widzenia dywersyjnego akcja była bardzo dobrze przygotowana i przeprowadzona. To podręcznikowy przykład współpracy oddziałów, odwrócenia uwagi i wykorzystania walki podjazdowej. Dzień wcześniej, na drodze między Biłgorajem a Krzeszowem, oddział Zub-Zdanowicza, pseudonim Ząb, atakował przejeżdżające tam samochody niemieckie, w związku z czym w Biłgoraju Niemcy postanowili wysłać połowę stanu żandarmerii, żeby rozprawić się z partyzantką. Stąd siły żandarmerii niemieckiej w Biłgoraju były osłabione, a oddziały Armii Krajowej mogły zaatakować więzienie.”
Źródło: https://radio.lublin.pl/2018/09/bilgoraj-uroczystosci-w-75-rocznice-odbicia-wiezniow-z-niemieckiego-wiezienia/
Podobnie przedstawia to portal teatrNN.pl w artykule http://teatrnn.pl/leksykon/artykuly/tadeusz-sztumberk-rychter/ , ale dodaje jeszcze więcej szczegółów:
„Na dzień przed planowanym atakiem, oddział cichociemnego Leonarda Zub-Zdanowicza „Zęba” uderzył na patrol niemiecki. Dowództwo żandarmerii w Biłgoraju wysłało natychmiast przeszło połowę swoich ludzi na obławę przeciw partyzantom NSZ, osłabiając załogę miasta. Wówczas, 24 września, „Żegota” poprowadził do walki swoich ludzi. Doskonale zaplanowana akcja wymagała kooperacji kilku oddziałów AK, ale Sztumberkowi–Rychterowi udało się zapanować nad nocną walką. Akcja nie przebiegała bez zakłóceń – oddział „Żegoty” został odkryty, nie udało się też wysadzić bramy. Natychmiast zmieniono plany - część partyzantów związała walką żandarmów niemieckich, gdy mały oddział dostał się do wnętrza więzienia przez okno na piętrze. Zaatakowani od tyłu strażnicy szybko ulegli, ginąc lub uciekając w zakamarki budynku. Akcja zakończyła się spektakularnym sukcesem. Nikt z przetrzymywanych tam Polaków nie zginął, także atakujący mieli tylko kilku lekko rannych. Uwolniono 72 zatrzymanych, w tym m.in. Ludwika Ehrlicha, profesora żydowskiego pochodzenia, późniejszego sędziego Międzynarodowego Trybunału w Hadze. Niektórzy z ocalonych więźniów byli skatowani przez śledczych, ale udało się uratować wszystkich. W tym samym czasie oddział Leonarda Zub-Zdanowicza pod Ujściami całkowicie rozgromił wysłany przeciw niemu oddział żandarmerii, dopełniając klęski Niemców.”
Zatem mamy pewne rozbieżności co do dowódców oddziałów biorących udział w ataku na biłgorajskie więzienie, jak i tego kiedy i kto brał udział w akcjach odwracających uwagę . Jednakże dla porządku trzeba jeszcze zajrzeć do wspomnienia Jana Turowskiego „Norberta” „Jemioły” pt. „Odbicie więźniów w Biłgoraju (24 września 1943 r.)”, które ukazało się w tomie „Dywersja na Zamojszczyźnie (1939-1944)” pod redakcją Zygmunta Klukowskiego (Zamość, 1947):
” Już na ulicy koło kościoła szperacze natknęli się na patrol policyjny. Błysk latarki, strzał. Grupa nie zdążyła się jeszcze rozminąć i w masie usadowiła się w rowie i na ulicy. Kpt. Żegota widząc, że nikt nie odpowiada na jego »Stój, kto idzie!« – wali z pistoletu. Poprawiam ze swego PM-u. Na to hasło rozpoczyna się trochę bezładna strzelanina. Żołnierze nasi walą, gdzie kto może – przez płot, niektórzy w płot. Małe zamieszanie. – Ale sytuacja zostaje szybko opanowana. – Przerwij ogień! Drużyna 1 i 2 na prawo od szosy, 3 w lewo. CKM na miejscu. Ogień na mój rozkaz. Grupa rozmieszcza się na stanowiskach i opanowuje nerwowo. Później dopiero okazało się, że całą awanturę spowodował patrol policji polskiej, który miał zluzować wartę z więzienia i którego oczekiwał na zasadzce por. Woyna.
Od strony więzienia co chwila wylatują czerwone rakiety, opisują świetlisty łuk i gasną nam nad głowami. Jednocześnie słychać trzaski pojedynczych strzałów karabinowych. To broni się załoga więzienia i daje sygnały garnizonowi niemieckiemu. Por. Woyna skupia swoją grupę. Za chwilę słychać tam głos kpt. Żegoty: – Woyna, zaczynać! – i równocześnie głos Woyny: – Poddajcie się! Złożyć broń!
Wężowiska rakiet i suche strzały karabinów nie ustają. – Nie mam czasu zajmować się dłużej więzieniem, gdyż na moim przedpolu zabłysła biała rakieta i odezwał się karabin maszynowy. Niemcy rozpoczęli kontrakcję. Zorientowałem się, że nie są jeszcze rozwinięci do natarcia.– Decyzja krótka: przydusić ogniem, nie dopuścić do rozwinięcia się, lepiej tracić amunicję, niż ludzi. – Z chwilą dojścia nieprzyjaciela na wysokość kościoła więzienie znalazłoby się pod jego obstrzałem. – Ognia! Zaterkotały karabiny maszynowe i czerwone zygzaki amunicji świetlnej przeszyły czarne niebo. Znów rakieta i świetlne kreski na niebie, – tym razem niemieckie. Od tej chwili niebo co chwila zapalało się łunami rakiet i świetlnymi kreskami pocisków, które wylatywały z luf jednej i drugiej strony. Były tylko małe chwile przerwy. Niemcy strzelali niecelnie, – pociski szły wysoko ponad głowami. Na dachu więzienia wybuchło kilka granatów, – później wszystko ucichło. Widocznie weszli. Patrzyłem ciągle na zegarek licząc minuty i zadawałem sobie wciąż to samo pytanie:–czy starczy amunicji? Z boku odezwał się karabin maszynowy pchor. Czarnego, – widocznie Niemcy zbliżyli się. Pociski zaczęły bliżej gwizdać nad głowami. Zaciął się CKM. Kazałem obsłudze strzelać z karabinów. Zaciął się RKM. Posłałem gońca do kpt. Żegoty z meldunkiem, że amunicja się kończy. Jednocześnie prawie przyszedł rozkaz: – »Norbert, wycofać się« i zagrała trąbka–sygnał zakończenia akcji. Strzały ucichły, zapanowała głucha cisza. W ciszy tej słychać tylko stuk butów zbierającej się grupy. Wycofujemy się szosą w kierunku Zwierzyńca nawołując pchor. Czarnego, który się trochę spóźnił. Kilkaset metrów za więzieniem spotykamy resztę oddziału i więźniów. Stoją w kolumnie, gotowi do dalszego marszu. Opowiadają teraz z ożywieniem o swoich przeżyciach. Niektórzy martwią się, co robić dalej? Kilku, którym kończyła się kara, chce nawet wracać. Prawie wszyscy są rozpromienieni. Kpt. Żegota nagli. Czasu niewiele, droga daleka. Kolumna wyciąga się i za chwilę wchłania nas znów stary przyjaciel – mrok leśny.”
(Tu można przeczytać całość relacji, str. 65-69: https://akzamosc.pl/wp-content/files/dzieje-zamojszczyzny/Dywersja_w_Zamojszczyznie.pdf )
Jerzy Markiewicz podaje, że uwolniono 72 więźniów, a akcja trwała 58 minut. Zastrzelono strażnika więziennego, a oddziały partyzanckie nie poniosły strat. Oswobodzeni bracia Usow i prof. Ehrlich, jak i większość więźniów znajdowali się w stanie kompletnego wycieńczenia.
Bolesław Usow został wyniesiony na noszach. Od momentu aresztowania w dniu 10 września był przesłuchiwany i katowany. Być może gdyby nie to, że w wyniku bitwy pod Ujściem Niemcom zabrakło czasu na kolejne przesłuchania i tortury, los „Konara” byłby przesądzony.
Obecnie budynku więzienia już nie ma. Kiedyś stało ono na obrzeżach miasta, teraz to część śródmieścia. W miejscu więzienia znajduje się prywatny budynek do niedawna wisiał na nim szyld „Drukarnia”. Obok znajduje się siedziba straży miejskiej.
Z racji tematyki związanej z „Konarem”, w niniejszym artykule przedstawiono przebieg ataku na więzienie w kontekście uwolnienia Bolesława Usowa. Jednak więzienie to było rozbijane przez partyzantów jeszcze 2 razy. Za każdym razem z powodzeniem odbijano więźniów.
Kolejny raz więzienie zaatakowano 20 grudnia 1943 r. Celem ataku było odbicie aresztowanej wcześniej kurierki obwodu AK Marii Piaseckiej ”Żar”. Uwolniono ją oraz 30 innych więźniów bez oddania ani jednego strzału. Odbicia więźniów dokonali partyzanci AK regionu józefowskiego.
Kolejne rozbicie więzienia nastąpiło 28 stycznia 1945 r. przez lotny oddział AK Konrada „Wira” Bartoszewskiego. Lecz tym razem więźniowie nie byli przetrzymywani przez Niemców, a przez ludzi z NKWD. Uwolniono 60 osób. Tym razem również obyło się bez oddania nawet jednego strzału.
W 2015 roku bliski realizacji był pomysł budowy pomnika upamiętniającego więzionych i torturowanych ludzi w tymże więzieniu. Miał być wykonany w formie kamienia, podobny do tego jaki stoi przy placu BCK w Biłgoraju, i tak samo jak tam, na tym również miały znajdować się zdjęcia z tamtych lat. Burmistrz w tej sprawie przekazał wniosek do komisji budżetu. Wniosek poparł Światowy Związek Żołnierzy Armii Krajowej Oddział w Biłgoraju. Lecz wszystko stanęło, kiedy zaczęto zastanawiać się gdzie postawić ten pomnik; Miasto nie posiada działki w pobliżu, a miejsce przed byłym więzieniem to teren prywatny i pas drogi wojewódzkiej. Przedsięwzięcie umarło śmiercią naturalną. Do dzisiaj pomnika nie ma.
Uwolnionego Bolesława Usowa i jego brata przewieziono do Bielin, gdzie przez kilka miesięcy dochodził do zdrowia.
Skrzynka znajduje się między działką gdzie stało więzienie a budynkiem gdzie znajduje się siedziba straży miejskiej. Jest to mikro PET z logbookiem i ołówkiem. Miejsce schowania jest tyle odosobnione, co przepałowe. Po 15.30, kiedy straż miejska skończy pracę, raczej rzadko ktoś się tam kręci, natomiast przed 15 można natknąć się na strażnika przy szukaniu. No, ale jak to przy więzieniu, strażnik musi być, więc troszkę adrenalinki nie zawadzi. Miejsce schowania wydaje się intuicyjne, a jeżeli nawet nie, to mimo wszystko spróbujcie tylko z tą podpowiedzią co jest.
Skrzynka jest częścią planowanej geościeżki „Śladami Bolesława Usowa „Konara””.