Działo się to ponad 300 lat temu, kiedy na okolicznych ziemiach toczyły się co jakiś czas wojny. Tamtego pamiętnego roku do Szczecina zbliżały się nieprzyjacielskie wojska, zdobywając wsie i miasta, paląc i grabiąc wszystko po drodze.
Pod Szczecinem, ze swoją matką mieszkał chłopiec Mateusz. Jego ojca zabiły cesarskie wojska. Matka bardzo kochała syna i była z niego dumna. Mateusz był silny, odważny, podobny do ojca, chętnie pomagał matce w gospodarstwie. Pewnego dnia Mateusz zauważył nieprzyjacielskie wojska, które zbliżały się do miasta. Kazał matce ukryć się w domu, a sam pobiegł ostrzec szczecinian. Biegł w kierunku bramy miejskiej, najszybciej jak umiał, bez wytchnienia, jednak tuż przy kościele Świętego Piotra i Pawła jeździec brandenburski zaczął go ścigać, Mateusz czuł, że nie ucieknie przed nim. Błagał o cud, bo bardzo chciał dobiec i ostrzec mieszkańców. Nagle poczuł, że zerwał się silny wiatr, jego nogi stały się ciężkie, a ręce zesztywniały uniesione do góry. Goniącemu jeźdźcowi również dało się odczuć, że dzieje się z nim coś dziwnego i po chwili zamienił się on w wielki kamień. Mateusz zamienił się w drzewo, które zaczęło głośno szumieć, co zaalarmowało wartowników miejskich. Po chwili dostrzegli oni zbliżające się do do bram miasta wojska. Matka Mateusza wiele razy przechodziła obok wielkiego drzewa, nie wiedząc, że to jest jej syn.
Platan Mateusz żyje do dzisiaj i ma ponad 300 lat.
Keszyk ukrył się tam gdzie dobrze widać platan, zawiera on logbook, ołówek, proszę po wpisaniu nie popsuć maskowania, proszę otwierać z dołu i dobrze zamknąć. Wszystkie maskowania wymyślam i robię sama, proszę obchodzić się z nim delikatnie.