W dzieciństwie Marian lubił przyjeżdżać na wakacje do ciotki Hildegardy. Potem w szkole mógł opowiadać, że był na Malcie. Z rozlicznych marianowych przebojów wiemy, że szkoły średnio przeżywały kontakt z nim, co pośrednio odbijało się na intelekcie pozostałych uczniów – nie ważne, i tak żaden z nich nie wiedział, gdzie tej Malty szukać. Gospodarstwo ciotki nie było zbyt wielkie, ale miało swój urok. W głębi duszy chłopak był romantykiem. Coś w nim zawsze grało, gdy puszczał się biegiem przez łąki za stodołą. Nie wiedział jeszcze, że to początki gruźlicy, która omal nie zaprowadzi go kiedyś na stół sekcyjny. Żył w nieświadomości, bardziej przejmował się losem kur, które jakoś chętniej padały podczas jego pobytów (zdaje się, że też chorowały na gruźlicę). Kochał je, karmił, nie pozwalał podbierać jajek. O tym, że rosół jest z kury dowiedział się wiele lat później - zwymiotował L Marian czuł niepokój, gdy nadchodził zmierzch. Z trudem udawało się go zagnać do chaty. Najgorzej było wtedy, gdy ciotka wracała wspomnieniami do opowieści prababci, jak Napoleon maszerował przez Nową Amerykę na wschód. Wojsko grabiło wszystko, kury zjadane były na potęgę. Historię o obronie kurnika znał na wylot. Na wylot była też dziura po ładunku, którym Francuzi chcieli wykurzyć prababcię z kurnika. Nie wiedzieli tylko, że kobieta była twardą osadniczką z Niderlandów. Księżyc zasłonił się chmurami, gdy wyjrzała przez otwór. No tak, nawet Niemki były ładniejsze … Opowieść ta zmieniała Mariana. Gdy ją słyszał biegł do kurnika, barykadował się i nikt nie był w stanie go stamtąd wyciągnąć. Spał z kurami do rana. Świt przynosił ukojenie, czasami kurzego trupa – zawsze miał wyrzuty sumienia, że nie upilnował. Czuł niepokój, gdy musiał wracać do domu. Wyjazd z Malty napawał go strachem. Bał się, że ciotka nie dopilnuje, nie da rady, zapomni zagonić kury na noc, albo jastrząb do spółki z lisem zrobi porządek. A przecież ta z czerwonymi nóżkami łaziła za nim jak pies, ślepa dziobała mu z ręki. Kwoki pozwalały brać w ręce pisklaki, kogut okazywał respekt i nie skakał na głowę. W podświadomości pewnie budziło się przeświadczenie, że jajko to wszechświat, życie, a kura to gwarant jego trwania (tak sobie kombinował wiele lat później pewien niedouczony psychiatra, w którego ręce Marian wpadł po kolejnym odwalonym numerze - ten naopowiadał samych bzdur, żeby tylko osłabić czujność i zwiać przy najbliższej okazji z zakładu). Pogrzeb ciotki przypadł na okres, gdy Marianowi oprócz płuc zaczęło grać również w dolnych partiach ciała. Pierwsza miłość skutecznie odwróciła uwagę od pustego, walącego się kurnika. To już nie miało znaczenia. Ważniejsze było, żeby stary Hinc nie dobiegł do chaty po mausera, którego w 1945 nieopatrznie zostawił jakiś hitlerowiec przy wychodku (sam też tam został). Maryśka była jedyną córką, a reguły na wsi twarde. Na szczęście PKS z Przemysławia zatrzymywał się na krzyżówce. Czas na kilometr Marian miał prawie olimpijski – gdyby nie bieg na bosaka i opadające spodnie byłby rekord i złoto J W przyszłości Marian uciekał wiele razy. Wiedział, że gdy kur zapieje trzeba się budzić i zmiatać co sił w nogach. Postępy medycyny uwolniły go od kaszlu, czasy miał przez to jeszcze lepsze. Kiedyś nawet chciał pojechać na Olimpiadę, ale nie wyszło.
Jeśli chcesz zobaczyć, gdzie Marian spać z kurami chodził, odszukaj to miejsce. Wejdź, wciągnij zapach, rozejrzyj się, oczami wyobraźni ujrzyj Mariana wciśniętego w słomiane gniazdo. Nie zaśnij, uważaj. Jak się zapomnisz, to może się zdarzyć, że zrobisz swoją czasówkę na marianowym dystansie J
Symbol | Type | Coordinates | Description |
---|---|---|---|
![]() |
Interesting place | --- | Stary mostek. |
![]() |
Interesting place | --- | Stary mostek. |