Największy na świecie niekomercyjny serwis geocachingowy
GeoŚcieżki - skupiające wiele keszy
Ponad 1000 GeoŚcieżek w Polsce!
Pełne statystyki, GPXy, wszystko za darmo!
Powiadomienia mailem o nowych keszach i logach
Centrum Obsługi Geokeszera wybierane przez Społeczność
100% funkcjonalności dostępne bezpłatnie
Przyjazne zasady publikacji keszy
Musisz być zalogowany, by wpisywać się do logu i dokonywać operacji na skrzynce.
stats
Zobacz statystykę skrzynki
[MW] Wołyń 1943 - OP87AR
Właściciel: PeCha
Ta skrzynka należy do GeoŚcieżki!
Zaloguj się, by zobaczyć współrzędne.
Wysokość: 113 m n.p.m.
 Województwo: Polska > mazowieckie
Typ skrzynki: Tradycyjna
Wielkość: Mała
Status: Gotowa do szukania
Data ukrycia: 02-03-2015
Data utworzenia: 27-02-2015
Data opublikowania: 02-03-2015
Ostatnio zmodyfikowano: 17-11-2021
84x znaleziona
4x nieznaleziona
0 komentarze
watchers 8 obserwatorów
62 odwiedzających
37 x oceniona
Oceniona jako: dobra
5 x rekomendowana
Skrzynka rekomendowana przez: black_fox, huculP-y, Remol19, ryne05, Zdzichu_Matysiak
Musisz się zalogować,
aby zobaczyć współrzędne oraz
mapę lokalizacji skrzynki
Atrybuty skrzynki

Dostępna w określonych godzinach lub płatna  Można zabrać dzieci  Dostępna rowerem  Szybka skrzynka  Przyczepiona magnesem 

Zapoznaj się z opisem atrybutów OC.
Opis PL

Mural:

Mural został odsłonięty 10 lipca 2013 r. w 70. rocznicę tzw. rzezi wołyńskiej, podczas której nacjonaliści ukraińscy należący do partyzanckich OUN-M, OUN-B, UPA, zamordowali od lutego 1943 – lutego 1944 około 50-60 tysięcy ludności narodowości polskiej, żydowskiej, czeskiej, rosyjskiej, ormiańskiej a także ukraińskiej.

– W sierpniu 1944 roku Niemcy wymordowali pięćdziesiąt tysięcy mieszkańców Woli. Rok wcześniej kilkadziesiąt tysięcy Polaków straciło życie na Wołyniu. Odsłaniamy ten mural, żeby pamiętać – powiedziała podczas ceremonii odsłonięcia burmistrz dzielnicy Urszula Kierzkowska. – Pamięć wołyńska jest bezdomna. Dobrze, że tu na Woli znalazło się miejsce, by mogła się zadomowić – zauważył prezes IPN.

– Nim podjąłem się realizacji tego projektu, niewiele wiedziałem o zbrodni na Wołyniu – przyznał Mikołaj Ostaszewski. Bardzo mi zależało na braku dosłowności. Widok drastyczny nie skłania do refleksji – dodał. Częścią muralu są autentyczne zdjęcia mieszkańców Wołynia. Niektórzy z nich zginęli przed siedemdziesięciu laty. 

Projekt zrealizowała firma Good Looking Studio.

Twórca muralu - Mikołaj Ostaszewski, wykorzystał autentyczne zdjęcia mieszkańców Wołynia.

 

Historia:

O samym ludobójstwie na Wołyniu napisano już tysiące stron, więc podam tutaj tylko szkic tego smutnego wydarzenia.

28 września 1939 roku na mocy paktu o przyjaźni i granicach między III Rzeszą a ZSRR województwo wołyńskie przeszło pod kontrolę Sowietów. Następnie, po ataku Niemiec na Związek Radziecki, 1 września 1941 roku Wołyń został włączony do Komisariatu Rzeszy Ukraina. Hitler traktował Ukrainę jako wielki spichlerz. Ludność zajętych ziem była zmuszona do utrzymywania armii niemieckiej.

W 1942 roku rozpoczęto likwidację gett i masowe mordy ludności żydowskiej na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej. Uczestniczyła w tym przedsięwzięciu również tzw. ukraińska policja pomocnicza. To właśnie w tym czasie i podczas tych wydarzeń ukraińscy nacjonaliści zdobywali doświadczenie w masowej likwidacji mniejszości iż tych doświadczeń korzystali później mordując inne mniejszości zamieszkujące te tereny.

Wysokie kontyngenty, rabunkowa gospodarka i morderstwa jakich dokonywał niemiecki okupant przyczyniły się do powstawania partyzantki na Wołyniu. Oprócz grup niezwiązanych z żadną organizacją polityczną i partyzantki radzieckiej, powstały trzy ukraińskie formacje partyzanckie: tzw. pierwsza UPA, oddziały wojskowe OUN-M, oraz drobne oddziały OUN-SD (OUN-R, później OUN-B). Oddziały OUN-SD działały jednak najbardziej dynamicznie. Jako jedyni zdecydowali się oni na zjednoczenie wszystkich ukraińskich partyzanckich formacji zbrojnych (często siłą), oraz natychmiastowe podjęcie walk partyzanckich.

w dniach 17–23 lutego 1943 r., w wiosce Tereberze lub Wałujky w pobliżu Oleska w obwodzie lwowskim odbyła się III konferencja OUN-B. Tutaj pojawiają się dwie wersje wydarzeń.

Profesorowie Czesław Partacz i Władysław Filar twierdzą, że kierownictwo OUN-B podjęło wówczas decyzję o usunięciu wszystkich Polaków z wszystkich ziem uznawanych przez nich za ukraińskie. Innego zdania jest pion śledczy IPN, który uważa, że:

[...]uznano, że na III konferencji podjęto jedynie decyzję o tworzeniu silnych struktur partyzanckich nie podejmujących wszakże szerszej działalności bojowej i nastawionych na wystąpienie w "odpowiednim momencie", natomiast decyzję o rozpoczęciu na szeroką skalę działań partyzanckich podjęto samodzielnie na Wołyniu łamiąc ustalenia III konferencji[...].

Najbardziej prawdopodobna hipotez mówi, że inspiratorami masowej zagłady przeprowadzonej na Wołyniu w najbliższych miesiącach byli Dmytro Klaczkiwski ps. "Kłym Sawur", dowódca okręgu UPA-Północ, Wasyl Iwachow - referent wojskowego OUN-B oraz Iwan Łytwynczuk ps. „Dubowyj” - dowodzący Pierwszej Grupy UPA, a następnie Okręgu Wojskowego „Zahrawa” na północno-wschodnim Wołyniu, którzy podjęli ostateczną decyzję o rozpoczęciu czystki. Niewątpliwie udział we wszystkim mieli także Petro Olijnyk, ps. „Enej”, który dowodził Okręgiem Wojskowym „Bohun” oraz Jurij Stelmaszczuk, ps. „Rudyj”, dowódca grupy UPA „Ozero”, a następnie Okręgu Wojskowego UPA „Turiw”.

Za pierwszy masowy mord rzezi wołyńskiej Instytut Pamięci Narodowej uznaje masakrę w dniu 9 lutego 1943 w polskiej kolonii Parośla Pierwsza w gm. Antonówka w powiecie sarneńskim. Oddział UPA Hryhorija Perehijniaka "Dowbeszki-Korobki" zamordował tam 173 Polaków.

Za punkt kulminacyjny rzezi wołyńskiej masowej eksterminacji polskiej ludności cywilnej na Wołyniu dokonywanej przez Organizację Ukraińskich Nacjonalistów Stepana Bandery (OUN-B), Ukraińską Powstańczą Armię (UPA) oraz ukraińską ludność cywilną uważa się 11 lipca 1943 roku – tzw. Krwawą niedzielę. Tego dnia zaatakowano w 99 miejscowościach, głównie w powiatach włodzimierskim i horochowskim. W następnych dniach masakry były kontynuowane. Po otoczeniu wsi dochodziło do rzezi i zniszczeń. Ludność polska ginęła od kul, siekier, wideł, kos, pił, noży, młotków i innych narzędzi zbrodni. Polskie wsie po wymordowaniu ludności były palone, by nie można było ponownie się w nich osiedlać. Tego dnia wymordowano prawie 2000 Polaków. Główna akcja trwała jeszcze 5 dni. Ogółem w lipcu 1943 roku w co najmniej 530 polskich wsiach i osadach zamordowano ok. 17 tysięcy Polaków.

Do dzisiaj nie udało się określić liczby ofiar czystek etnicznych przeprowadzonych w latach 1943-44 na Wołyniu. Nie ma zgody wśród polskich badaczy a do tego dochodzą rozbieżne zdania ze strony ukraińskiej.

Jedyne, w co nie można wątpić to relacje ocalałych z licznych ataków i masowych morderstw. Wszystkie opisują bardzo drastyczne sceny.

Od 1943 roku zaczęły się mordy na Polakach. Coraz częściej płonęły wsie. -Widziałem rzeczy straszne. 5-6 letnie dzieci wbite na sztachety w płocie, płynące rzeką Styr ludzkie zwłoki. Raz wyciągnęliśmy z kolegami w Łucku "tratwę” z trzech kobiet związanych drutem kolczastym z rozpłatanymi brzuchami, obciętymi piersiami bez oczu. Przynajmniej ich ciała zostały pochowane w Łucku – mówi doktor Kiesz. Przed napadami band rodzinę Kieszów ostrzegali ukraińscy sąsiedzi. W Boremlu po wywózkach na Sybir i ucieczkach zostało może około 60 Polaków. Nie miał ich kto bronić bo z miejscowej policji tylko komendant, były podoficer Wojska Polskiego i jeden policjant nie byli nacjonalistami. 9 kwietnia 1943 roku na Boremel napadli bandyci z Ukraińskiej Narodnej Armii. Wcześniej policjanci udusili i zakopali w piwnicy posterunku swojego komendanta. Najpierw napadli na dom Sienkiewiczów. Zabili seniora rodu. Julia Sienkiewicz uciekła, dobiegła do centrum miasteczka, opowiedziała o bandzie. Na szczęście w miasteczku był niemiecki oficer gospodarczy. Zadzwonił do niedalekiej Demodówki po pomoc. Gdy nadjechali Niemcy, Ukraińcy uciekli furmankami. Zabili wówczas 10 Polaków. Rannymi zajął się felczer Kiesz - W jednym zabito ojca rodziny. Zostało 4 synków. Gdy mój ojciec wszedł zobaczył jak najstarszy, może 10 letni zasłania sobą młodszych braci. Miał łzy w oczach jak to zobaczył – mówi doktor Kiesz. Wtedy już kto mógł wyjeżdżać – wyjeżdżał z Boremla do Łucka i innych miast. Dopiero po napadzie Michał Kiesz zdecydował się na wyjazd. Dotarli z synem do Dubna Nie mieli przepustek, ale wówczas spotkała ich tam wdowa, Ukrainka, którą kiedyś Michał Kiesz wyleczył z zapalenia płuc. Zapytała czym się martwią i powiedziała, że pomoże. Gotowała u Niemców w Dubnie, powiedziała im o co chodzi i Niemcy z zaopatrzenia wywieźli ich i kilkoro innych Polaków ciężarówką do Łucka. - Mama została w Boremlu. Próbowała wyjechać z rzeczami, ale raz pod Beremlem zatrzymało ją kulki mołojców. Przypadkiem przechodziła znajoma Ukrainka, matka powiedziała do niej co się dzieje, wtedy bandyci ją puścili. Musiała wracać. Znów pomógł zaprzyjaźniony z ojcem Ukrainiec. Był w organizacji nacjonalistów, ale nie chciał zabijać. Dał mamie przepustkę, którą wystarczyło pokazać. Pani Kieszowa szczęśliwie dojechała do Łucka. Potem rodzina dotarła w białostockie. Był już rok 1944 ,a w podróży pomogli polscy kolejarze. Białostocczanie pomogli uciekinierom dostać się do Łomży. […]

 

Gospodarz leżał na podwórzu koło psiej budy, miał odpiłowane lub odrąbane ręce i nogi, obok wielka kałuża krwi. Już nie krzyczał, ale żył jeszcze, świadczyły o tym konwulsyjne drgania kadłuba. W dniu śmierci miał 42 lata. Jego żona Hanna – lat 36, córki: Kazimiera – lat 10, Leokadia – lat 7, Regina – lat 3, leżały nieco dalej w kurzu i krwi. Zostały potraktowane podobnie jak Siatecki", rozpoczyna swoją opowieść Jadwiga Kozioł. W dniu masakry rodzinnego Mogilna miała 16 lat.

 

"Gdy przyszliśmy na miejsce, mózg i jedna połowa głowy wciąż leżały na drodze, a pozostała część ciała niedaleko w kartoflisku. Liczyłem, ile rzędów rosnących ziemniaków przebiegł ten człowiek z połową głowy, było ich aż 14. Po chwili poszliśmy dalej na podwórko i tam zobaczyliśmy na trawie ciało ich matki, lat ok. 70. Leżała z rozłożonymi rękami, ledwie w samej koszulinie, znać było wyraźnie dwie rany postrzałowe na piersiach", opisywał pacyfikację Ułanówki Marian Sikorski, wówczas niespełna 10-latek.

 

Napad banderowców wspomaganych przez mieszkańców okolicznych wsi ukraińskich nastąpił 13 lutego 1944 roku. To była niedziela. Cała nasza rodzina nocowała w domu. Zdążyliśmy zjeść śniadanie, gdy zaniepokoił nas niezwykły gwar w południowej części wsi. To była mieszanina dźwięków - krzyków, wystrzałów, ryczenia krów, szczekania psów i rżenia koni. Ja z mamą Antoniną Forma i kuzynką Petronelą Kudrel chcieliśmy uciekać w kierunku wsi Borek, lecz i z tamtej strony ujrzeliśmy nadciągających pieszo i konno banderowców, było ich zbyt wielu, by dało się policzyć, dla naszych przerażonych oczu to był nadciągający groźny tłum. Od tego momentu wszystko, co wtedy widziałam, zapisało mi się z fotograficzną dokładnością. Byłyśmy zmuszeni zawrócić w kierunku centrum wsi, byłyśmy w matni. Przez krótkie chwile byłyśmy przerażonymi widzami przerażających scen - banderowcy strzałami z karabinów i broni maszynowej zabijali biegnących w różnych kierunkach mężczyzn, kobiety i dzieci, mordercy z konających i zabitych ściągali buty i odzież, nożami i bagnetami dobijali jeszcze żyjących. Kule niebawem trafiły moją mamę - jej ostatnie słowa do nas - "uciekajcie, ja nie mogę uciekać...". I ja, i Petronela Kudrel usiłowaliśmy udawać śmierć od kuli, jednak ponieważ mordercy podchodzili zabierać odzież i obuwie, ten plan zawiódł. Petronela otrzymała 13 pchnięć bagnetem. Do mnie podeszło dwóch banderowców, jeden z nich tylko miał karabin, jego twarz pamiętam tak dokładnie, że i dzisiaj rozpoznałabym tego mordercę bez wahania. Spojrzałam w tą twarz i poprosiłam "nie bijcie mnie". Jego odpowiedź brzmiała - "co - polska mordo". Odwróciłam się by uciekać, w tym momencie uderzył mnie bagnetem w plecy. Bagnet wbił się z prawej strony kręgosłupa i przeszedł na wylot na wysokości piersi. Mimo to pobiegłam w pole. Za sobą słyszałam krzyk tego drugiego bez karabinu - "strelaj, strelaj !". Strzelano za mną trzykrotnie, niecelnie na szczęście. Gdyby pobiegli za mną, schwytali by mnie, strzelając stracili czas, być może ich uwaga zwróciła się ku innym ofiarom. Uciekłam daleko w pola, wśród których chodziłam do pierwszej szarówki, dzień był wciąż bardzo krótki - luty. Postanowiłam wrócić do Stefanówki, aby odszukać ojca. Andrzej Forma został przy gospodarstwie, nie uciekał - zawsze mówił, że on przecież nigdy nic złego nikomu nie zrobił, że Ukraińcy nie zrobią mu krzywdy. Został zastrzelony przy domu, przez tydzień leżał nie pochowany, własny pies z głodu pogryzł mu twarz...

Do domu nie doszłam, spotkałam pana Siedlickiego, który mi to odradził, mówiąc: "nie idź tam, nie szukaj, tam nie ma nikogo, mam tu poparzoną krowę, ogrzejemy się przy niej a jak się całkiem ściemni - pójdziemy do Bielina. W Bielinie była polska partyzantka. Tak się stało. Po drodze widziałam zwłoki Adeli Sokaluk i jej córki Stanisławy, były zastrzelone, syn Edward i córka Halinka byli jeszcze żywi, ciężko ranni. Halinka miała przestrzelone udo i płuca.

Te ranne dzieci zostały uratowane przez polską partyzantkę, która już nadchodziła od strony Bielina i Kalinówki, zabierając rannych i grzebiąc zamordowanych. Ja zostałam zatrzymana w Kalinówce, pan Siedlicki z krową poszedł dalej sam. Razem z ciężko ranną w brzuch Kazimierą Kudrel (seria z karabinu maszynowego) zostałyśmy zawiezione do szpitala w Bielinie. Tam niestety Kazimiera Kudrel zmarła. Mi opatrzono ranę, a po tygodniu zostałam oddana pod opiekę polskiej rodziny w Kalinówce, ich nazwiska nie pamiętam, to nie byli mieszkańcy Kalinówki, lecz uciekinierzy z innej wsi.

Po pewnym czasie ci ludzie wraz z innymi uciekinierami zebrali między sobą pieniądze, którymi przekupili żołnierza niemieckiego. Ten Niemiec stanął na czele kolumny około 40 furmanek pełnych uciekinierów i jako jej opiekun i ochrona poprowadził ją za Bug, w kierunku zachodnim, jak najdalej od ludobójczych band UPA. Przeprowadził nas przez granicę twierdząc, że prowadzi Polaków na roboty do Niemiec. To samo powtarzał napotkanym patrolom niemieckim, ukraińskim policjantom i bandytom z UPA. Jeśli chodzi o tych ostatnich, to najgroźniejsze spotkanie z banderowcami mieliśmy w Uchaniach - tam zostaliśmy otoczeni wielką ilością uzbrojonych po zęby banderowców, zapamiętałam, że były tam dziewczęta ukraińskie, z taśmami nabojów do karabinów maszynowych. Spokojna postawa Niemca powstrzymała żądnych polskiej krwi bandytów. Ci tak zwani "powstańcy" nie powstali przecież przeciwko Niemcom... Dopiero w Wojsławicach było na tyle bezpiecznie, by rozwiązać nasz tabor uciekinierów, "dobry" Niemiec wrócił do swego garnizonu we Włodzimierzu Wołyńkim.

Odnośnie innych mieszkańców Stefanowki, to wiem, że uratował się wujek Piotr Kudrel z żona, wcześnie rano 13 lutego wyjechał do Włodzimierza i napad banderowców zastał go w drodze. Jego furmankę próbowali okrążyć banderowcy na koniach. Wtedy on zaczął krzyczeć "matka, dawaj ten karabin !", chociaż żadnej broni nie miał i zaczął wykonywać takie ruchy, jakby miał wyjąć schowany na wozie karabin. Słysząc to "bohaterowie" z UPA uderzyli piętami w boki swoich wierzchowców i uciekli.

Jego syn Roman Kudrel zaraz po napadzie poszedł do polskiej partyzantki, zginął jako żołnierz 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK na bagnach Prypeci, w walce z Niemcami.

Petronela Kudrel, którą 13 razy uderzono bagnetem, została uratowana przez polską partyzantkę. Ponieważ doczołgała się pod stertę słomy, została znaleziona dopiero rano, w nocy jej partyzanci nie zauważyli, dlatego odmroziła rękę i nogę.

 

Dioniza Lipińska ma 90 lat, ale to co przeżyła wtedy, w 1943 r. na Wołyniu, pamięta jakby to było wczoraj. Bo jak zapomnieć wydłubywane oczy, obcinane uszy i piersi, odrąbywane głowy. […] - Boże, to było tak dawno, a ja wszystko pamiętam. Miałam 20 lat, męża i byłam w ciąży. Wieś, w której mieszkaliśmy, nazywała się Huta Stepańska i należała do gminy Stepań w powiecie kostopolskim na Wołyniu. Wraz z przyległymi futorami i uroczyskami, jako gromada liczyła chyba ze 170 gospodarstw, co dawało 750 mieszkańców. Była to największa polska wieś w okolicy, położona wśród lasów i błotnistych łąk. Mięliśmy tam 30-hektarowe gospodarstwo. We wsi była szkoła, kościół, mleczarnia, dwa młyny, kilka sklepów. Wokół Huty Stepańskiej rozrzucone były polskie osiedla (nad rzekami Horyń i Styr) otoczone pierścieniem zwartych ukraińskich wiosek. Do wojny żadnych zatargów narodowościowych nie było. We wsi Ukraińcy nie mieszkali, ale do naszej szkoły uczęszczało kilkanaścioro ukraińskich dzieci z pobliskich futorów. Często zdarzało się, że Ukraińcy pracowali u Polaków, czy to w domu, czy w polu. […. ]   Kiedy wkroczyli Niemcy, od razu pojawiły się ukraińskie bojówki, a nowej niemieckiej władzy chętnie pomagać zaczęli ukraińscy nacjonaliści. W Hucie zjawiła się ukraińska policja. Niedługo potem spędzili Polaków przed posterunek policji na wiec i jakiś ukraiński działacz, podniesionym głosem, prawie krzycząc, odczytał zebranym po ukraińsku deklarację „prezydenta” Bandery o proklamowaniu „Samostijnoj Ukrainy”. Polakom zapowiedział bezwzględną konieczność podporządkowania się nowym władzom ukraińskim. W ten sposób, obiecując niepodległą Ukrainę, hitlerowcy postanowili wykorzystać Ukraińców przeciwko Żydom i Polakom. Pojawiły się hasła: „Śmierć Lachom” i „Ukraina dla Ukraińców”. Wkrótce bojówki miejscowych watażków zaczęły mordować Polaków. - Po wymordowaniu Żydów, przyszła kolej na nas – babcia Dyzia zanosi się, jakby chciała szlochać. - Zaczęły do nas docierać wiadomości o mordach dokonywanych w pobliskim powiecie sarneńskim i naszym kostopolskim. Pierwszą ofiarą z Huty Stepańskiej był mój kuzyn Edward Grabowski, który zaledwie kilka miesięcy wcześniej ożenił się. Niedługo potem w sąsiedniej wsi Wyrka, ojca pięciorga dzieci, Jana Zielińskiego podstępnie zwabiono do wsi Werbcze, pod pretekstem zamiany prosiaka na siano i po drodze, w lesie napadnięto. Pobitego i związanego drutem kolczastym spalono w ognisku. A w niedalekiej kolonii Zahułek wymordowano 10-osobową rodzinę, w tym troje dzieci. W lutym 1943 r. głośno było o mordzie w Butejkach, ukraińskiej wsi  oddalonej 8 km od Huty, gdzie w folwarku należącym do rodziny Chamców z Warszawy, mieszkał Edmunt Bratkowski z rodziną, który był tam zarządcą. Księgowym w tym majątku był młody chłopak, Edward Kalus. Edek miał w naszej wsi narzeczoną Genię. Byli zaręczeni od roku i wkrótce mieli się pobrać. Wracając w niedzielę, 7 lutego, z odwiedzin rodzinnych, Edek zabrał ze sobą do Butejek Genię, aby przedstawić ją rodzinie rządcy. I tej właśnie nocy grupa miejscowych  nacjonalistów napadła na dworek. Ukraińcy spędzili wszystkich domowników i gości do salonu. Tam powiązali im ręce i nogi drutem kolczastym, po czym przynieśli z drewutni olbrzymi pień do rąbania drewna i, przy świetle kilku lamp naftowych, po kolei odrąbali wszystkim głowy. Odrąbali głowy!!!  Zarządcy, jego żonie w ciąży, matce żony, dwojgu ich dzieci w wieku 8 i 4 lat oraz Geni i Edkowi. Pogrzeb Edka i Geni odbył się 9 lutego we wtorek w Hucie Stepańskiej. Przybył tłum wystraszonych ludzi. Ksiądz wygłosił patriotyczne kazanie i wezwał do organizowania samoobrony. Ciała Geni i Edka w otwartych trumnach spoczywały na katafalku pośrodku kościoła, a ich zmasakrowane głowy, umocowane bandażami do korpusów, wydawały się krzyczeć z rozpaczy. - A to był dopiero początek – ciągnie zapłakana staruszka. - Potem wymordowali Polaków w kolonii Parośle, w gminie Antonówka - zginęło chyba ze 200 osób, zabitych siekierami, widłami i bagnetami. Odrąbywali głowy, ręce  i nogi, wydłubywali oczy i ćwiartowali. Nie wystarczyło im tylko zabić. [….]  Pamiętam wieczór 16 lipca 1943 r. Tego dnia Ukraińcy napadli na Hutę Stepańską. Dzwon bił na trwogę, paliła się sąsiednia wioska Lady i w Hucie już paliły się domy na obrzeżu. Ludzie biegali przerażeni, kobiety z dziećmi schroniły się w budynku szkoły. Wśród nich byłam i ja. Dochodziły wiadomości, że w pierwszym ataku zginęło kilkadziesiąt osób, w następnych setki. Musieliśmy uciekać ze wsi. Ludzie kryli się wśród bagien, w zbożach, w krzakach, uciekali do lasu - byle dalej ode wsi. W tej panice rodzina się pogubiła. I wtedy Ukraińcy dopadli moje siostry: Zofię zakłuli widłami, ale przeżyła, Czesławę zabili bagnetami, a jej siedmiomiesięcznego synka pchnęli bagnetem w kark. Dzięki Bogu dziecko też przeżyło. Ja z resztą rodziny dostałam się do miasta Sarny. Tam doczekaliśmy 1945 r., kiedy to musieliśmy wybierać: czy przyjąć obywatelstwo radzieckie, czy ewakuować się do Polski. Oczywiście wybraliśmy Polskę. Jestem tylko człowiekiem - A co z przebaczeniem? – spytałem z lękiem po tym co usłyszałem. - Sama nie wiem. Jeszcze teraz zdarza się, że zrywam się w nocy i chodzę od okna do okna wypatrywać czy idą mordować. Wtedy na pewno nie myślę o wybaczeniu. Ale stało się coś, co mnie przemogło. Kilka lat temu odważyłam się pojechać w te strony. Bardzo się bałam. A oni tam, Ukraińcy przywitali nas chlebem i solą. Od tej pory wierzę, że kiedyś się pojednamy. Tak po ludzku. Ale ja tego nie dożyję. Póki co, niech im Pan Bóg wybaczy. Ja jestem tylko człowiekiem…………

Cytaty pochodzą ze strony http://wolyn.org/index.php/wolyn-wola-o-prawde.html .

 

 

O skrzynce:

Sama skrzynka to 100 ml pojemnik, magnetyk, ukryty na bilbordzie od strony Żytniej. W środku logbook, ołówek i certyfikaty dla 10 pierwszych znalazców.

Reaktywacja: 26-06-2015 r. Wygląda na to, że rzeczywiście ktoś się nie bał i wiadomo co. Skrzynka na swoim miejscu, taki sam pojemnik, w środku logbook i ołówek.

Reaktywacja: 02-09-2015 r. Kolejny pojemnik zniknął, więc tym razem zmieniłem pojemnik, sposób ukrycia i nieznacznie miejsce (w dalszym ciągu billboard od strony Żytniej). Tym razem szukacie zasznurkowanego pluszaka. W środku logbook i ołówek.

 

Reaktywacja: 08.07.2021 r. W końcu udało się zrobić reaktywację. W środku jest sporo certyfikatów. Większe - numerowane - pierwsze 10 - dla pierwszych znalazców. Co prawda skrzynka jest reaktywowana, ale została zarchiwizowana 5 lat temu, a w między czasie szubaada miał tutaj swoją skrzynkę, więc pomyślałem, że nowi Znalazcy mogą zaczynać od FTFa. Kolejne - mniejsze - dla kolejnych znalazców. W skrzynce oprócz certyfikatów jest także logbook i ołówek.

 

Dodatkowe informacje
Musisz być zalogowany, aby zobaczyć dodatkowe informacje.
Obrazki/zdjęcia
Mural Wołyń 1943
Wpisy do logu: znaleziona 84x nieznaleziona 4x komentarz 0x Obrazki/zdjęcia 1x Wszystkie wpisy Galeria