Największy na świecie niekomercyjny serwis geocachingowy
GeoŚcieżki - skupiające wiele keszy
Ponad 1000 GeoŚcieżek w Polsce!
Pełne statystyki, GPXy, wszystko za darmo!
Powiadomienia mailem o nowych keszach i logach
Centrum Obsługi Geokeszera wybierane przez Społeczność
100% funkcjonalności dostępne bezpłatnie
Przyjazne zasady publikacji keszy
Musisz być zalogowany, by wpisywać się do logu i dokonywać operacji na skrzynce.
stats
Zobacz statystykę skrzynki
Wiskitki 1887 - OP8754 Skrzynka tygodnia
szajles-tszuwes
Właściciel: Dombie
Ta skrzynka należy do GeoŚcieżki!
Zaloguj się, by zobaczyć współrzędne.
Wysokość: 98 m n.p.m.
 Województwo: Polska > mazowieckie
Typ skrzynki: Quiz
Wielkość: Mała
Status: Gotowa do szukania
Data ukrycia: 30-03-2017
Data utworzenia: 17-02-2015
Data opublikowania: 30-03-2017
Ostatnio zmodyfikowano: 30-03-2017
24x znaleziona
0x nieznaleziona
3 komentarze
watchers 3 obserwatorów
272 odwiedzających
22 x oceniona
Oceniona jako: znakomita
23 x rekomendowana
Skrzynka rekomendowana przez: Astro, bamba, Elvis7, GFS, gura, Hr. Jan Usz, iwonia1999, izeq, keram58, konstancik, krcr, LadyMoon, Maciek_B, Meksha, mototramp, p_nowik, Plebek, ronja, Serengeti, slawekragnar, stasiekm, wallson, Werrona
Musisz się zalogować,
aby zobaczyć współrzędne oraz
mapę lokalizacji skrzynki
Atrybuty skrzynki

Można zabrać dzieci  Dostępna rowerem  Wymagany dodatkowy sprzęt  Miejsce historyczne 

Zapoznaj się z opisem atrybutów OC.
Opis PL

Wydawany na przełomie XIX i XX wieku Słownik geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich podaje takie oto aktualne informacje na temat Wiskitek:

Słownik geograficzny

Dla istniejącej od kilkuset lat miejscowości, czasy do których się przenosimy stanowiły jedne z ostatnich chwil świetności. Przyczyn upadku było przynajmniej kilka, ale nie nastąpił on z dnia na dzień, a kilka czynników prawdopodobnie wpłynęło na spowolnienie tego procesu. Należała do nich lokalna gmina żydowska, której pamięci dedykuję tego kesza. Unicestwienie tutejszej społeczności żydowskiej zbiega się symbolicznie z końcem Wiskitek, jako tętniącego życiem, ważnego ośrodka Mazowsza.

Bardzo interesujący opis historii żydowskiej gminy w Wiskitkach znaleźć można na stronach Wirtualnego Sztetla. Nie chciałbym powielać tego opisu, ale raczej go uzupełnić o materiał, który również jest tam krótko cytowany, ale którego większy fragment chciałbym zamieścić tutaj. Materiał ten stanowi relację jednego z mieszkańców Wiskitek, który w 1908 roku wyemigrował stąd do Argentyny. Są to jego wspomnienia z czasów, kiedy jeszcze mieszkał w Wiskitkach. Wspomnienia te stanowią część publikacji Księga Pamięci Żyrardowa, Amszinowa (Mszczonowa) i Wiskit (Wiskitek) wydanej w jidysz w 1961 roku i od 1999 roku tłumaczonej na angielski. Angielskie wydanie obejmuje już większość fragmentów dotyczących Wiskitek. Postanowiłem przetłumaczyć na polski jeden z tych fragmentów, który opisuje jak wyglądały żydowskie Wiskitki pod koniec XIX wieku.

 

Wiskit, moje miasto rodzinne

מיין געבוירן־שטﬠטל וויסקיט

Gerszon Mejer Smetanka

Poniżej opisuję moje wspomnienia z dzieciństwa i młodości. Opuściłem Wiskit 58 lat temu i z całą pewnością zapomniałem o wielu szczegółach. Możliwe również, że po moim wyjeździe zmieniły się wygląd miasta i życie jego mieszkańców. Wszystkie nazwy i szczegóły, o których wspominam odnoszą się do czasów objętych moją pamięcią.

Zanim zacznę opisywać mój dom, środowisko, rodzinę i osobiste doświadczenia, chciałbym przedstawić wygląd miasta na tyle dobrze, na ile po tak wielu latach potrafię.

Powszechnie używaną i oficjalną nazwą miasta były Wiskitki, ale Żydzi „zjidyszyzowali” tę nazwę odrzucając „-ki” i zmieniając ją na Wiskit[1]. Miasto należało do powiatu grodziskiego[2] w guberni warszawskiej. Stacja kolejowa znajdowała się w odległym o 6 kilometrów Żyrardowie. W tamtych czasach w Wiskit mieszkało około 300 żydowskich rodzin.

Miasteczko było podzielone na dwie części przez rzeczkę, którą Żydzi nazywali Deszike Waser[3]. W części miasta, do której wjeżdżało się od strony Żyrardowa, mieszkali zwykli ludzie – rzemieślnicy, wozacy i rzeźnicy. Tu znajdowały się również jatki – żydowskie i te niekoszerne, chrześcijańskie. Także tutaj mieścił się szulhojf[4], gdzie stały bes medresz[5], mykwa[6] z łaźnią i dom rabina. Przez tę część miasta przebiegała ulica Żyrardowska, od której odchodziła uliczka, przy której znajdowały się jatki. Była tu też ulica zywana Rebecyn (czyli „ulica żony rabina”). Nie miała ona jednak nic wspólnego z żoną ówczesnego rabina, która wcale tam nie mieszkała. (...)

Nieopodal rzeki w tej części miasta znajdował się młyn wodny należący do Niemca, Karola Hebele. Przechodzenie obok młyna było niezwykle niebezpieczne dla żydowskich dzieci. Niemiec miał psa, który lubił gryźć żydowskie dzieci. Sam również byłem ofiarą tego psa.

Druga część miasta należała do elity. Mieściły się tutaj rynek i sklepy. Tu mieszkali kupcy, przywódcy gminy żydowskiej i inne prominentne postacie. W tej części znajdowały się też sztyble[7] chasydów z Grodziska, Ger i Aleksandrowa. Główną ulicą tej części miasta była ulica Guzowska.

Na środku rynku stała pompa dostarczająca „dobrej” wody do picia i gotowania. Rynek był też miejscem postojowym dla wozaków oczekujących na pasażerów podróżujących koleją i miejscem, do którego dowożono podróżnych przyjeżdżających do miasta.

Wtorki były dniami targowymi. Żydowscy kupcy i rzemieślnicy przyjeżdżali z okolicznych miejscowości. Swoje wyroby przywozili krawcy, handlarze tanimi ubraniami, szewcy, wytwórcy uprzęży i siodeł oraz stolarze. Rzeźnicy kupowali bydło, a żydowscy handlarze końmi załatwiali interesy, kupując albo sprzedając konie. Te wtorkowe targi były jednym z najważniejszych źródeł dochodu dla miasta. Raz w miesiącu odbywał się jarmark, większy niż cotygodniowy targ.

Z tej części miasta prowadziła droga do dwóch cegielni, których właścicielami byli Niemcy. Przy drodze znajdował się niemiecki kościół. Od ulicy Guzowskiej w lewo biegła ulica Rawska. Obie części miasta połączone były mostem mającym około 10 metrów długości. Tuż obok centrum miasta, nad rzeką znajdował się kościół katolicki, a obok niego promenada i ogród, gdzie młodzież lubiła spacerować wieczorami lub w dni świąteczne. Żydzi nazywali to miejsce „Probostwem” od polskiego określenia księdza.

Żydzi mieszkali w centrum miasta, po obu brzegach rzeki. Chrześcijanie – Polacy i trochę Niemców – zamieszkiwali jego obrzeża. Żydzi prowadzili drobne interesy, szczególnie związane z rzemiosłem, które – z niewielkimi wyjątkami – stanowiło ich wyłączną dziedzinę. Byli krawcami, szewcami (tym zawodem parało się również kilku chrześcijan), stolarzami, tokarzami wytwarzającymi nogi do mebli i różne ozdobne elementy łóżek i kredensów, szklarzami, piekarzami, blacharzami, rzeźnikami, garncarzami i kuśnierzami.

Rzemiosłem trudniły się również żydowskie kobiety. Pracowały jako szwaczki, modystki, bieliźniarki i perukarki, które zwano „fryzjerkami”. Kobiety handlowały także słodyczami, owocami i innymi przekąskami na targu. Niektórzy ludzie mieli kilka źródeł dochodu. Dlatego Herszel Garncarz uprawiał również owoce w dzierżawionych sadach.

Jeden z żydowskich fryzjerów był także miejskim felczerem[8]. Oprócz strzyżenia i golenia stawiał on również bańki i wyrywał zęby. Starsi Żydzi nazywali go Reb Rafojl, a w mieście znany był jako Rafojl Felczer.

Funkcjonowały dwie kategorie wozaków. Jedni przewozili pasażerów kursując do stacji kolejowej w Żyrardowie i z powrotem, a także do pobliskich miasteczek i wsi. Inni transportowali towary dla lokalnych kupców z odległej o około osiem mil Warszawy. Sami kupcy podróżowali zwykle pociągiem. Mieli pełne zaufanie do wozaków, którym powierzali składanie zamówień, przekazując im listę potrzebnych im towarów oraz pieniądze, które trzeba było zapłacić hurtownikom w Warszawie. Profesja wozaka przekazywana była z ojca na syna, podobnie jak i niezbędna do jej wykonywania koncesja. Dlatego grodziski chasyd „Czarny Lejbusz”, przekazał tę pracę swojemu synowi, „Aszerowi Czarnego Lejbusza”.

Szczególne miejsce w życiu naszej gminy pełnili rzeźnicy. Ze względu na wykonywany zawód, byli bardzo zainteresowani tym, kto będzie wybrany na rabina czy szojheta (rytualnego rzezaka), którzy decydowali, czy zabijane zwierzęta są koszerne. Rzeźnicy opowiadali się za różnymi kandydatami w wyborach na te stanowiska. Kiedy do miasta dotarła zawierucha wywołana pierwszą rewolucją w Rosji w 1905 roku, rzeźnicy utworzyli własny ruch opozycyjny, który opiszę w oddzielnej części.

Kupcy prowadzili sklepy sprzedające buty, tkaniny, artykuły pasmanteryjne, garnki i towary spożywcze. Zaopatrywali się w nich zarówno chrześcijanie z okolicznych wsi, jak i Żydzi.

Był tu także młyn konny, gdzie mielono różne rodzaje zbóż. Mieliśmy też obwoźnych handlarzy, którzy wyjeżdżali na cały tydzień i wędrowali od wsi do wsi, skupując różne produkty i dostarczając je do kupców w miastach. Między wsiami jeździli także szklarze zajmujący się wstawianiem szyb w oknach.

Dzieci uczyły się w chederze, tradycyjnej szkole religijnej. W moich czasach nauczali w niej następujący melamedzi (czyli nauczyciele pracujący w chederze): Chaim-Dawid, który uczył młodsze dzieci – jego żona, Bejla, była spokojną kobietą szyjącą lnianą pościel. Josef-Lejb i Szoel Aron uczyli Chumasza[9] i komentarzy Rasziego. Żona Szoela była szwaczką. Nauczycielem Gemary był „Mały Josele”.

Dzieci uczyły się w domu melameda. Miały przerwę w nauce, jeśli przyjeżdżał inspektor podatkowy. Wówczas melamed „zawieszał” lekcje i dawał im wolne. Widocznie prowadzenie chederu nie było w pełni legalnym przedsięwzięciem.

Obowiązkową częścią nauczania w chederach była codzienna, godzinna lekcja języka rosyjskiego. Cały cheder udawał się do nauczyciela rosyjskiego, który również był Żydem, bakałarzem przyjeżdżającym spoza miasta, choć nikt nie wiedział skąd. Opowiadano o nim rozmaite historie.

W sztetlu istniało wiele różnych stowarzyszeń, czyli „chewr”, na przykład:

Członkami „chewra tehilim”, Bractwa Psalmowego, byli głównie zwyczajni ludzie – wozacy, rzeźnicy, nabywcy towarów rolniczych. Zbierali się w szabatowe popołudnia w bes medresz, gdzie jeden z nich – zgodnie z ustaloną kolejnością – podchodził do ołtarza i recytował kolejne wiersze psalmu, powtarzane przez resztę. Bractwem zarządzały wybierane władze. Organizowało ono swój doroczny bankiet w dniu święta Szawuot, kiedy wspomina się rocznicę śmierci Króla Dawida.

Bractwo Studnia Jakuba składało się głównie z rzemieślników – krawców, szewców oraz części rzeźników i wozaków. W każdy szabasowy wieczór, „rabbi”, wybrany zgodnie z ustaloną kolejnością, prowadził rozważania księgi Studnia Jakuba (szesnastowiecznej kompilacji tekstów religijnych). Odbywały się one w bes medresz lub w prywatnych domach. Pamiętam, że pewnego razu „rabbim” był Oszer Latutnik. Jego nazwisko. „latutnik”, to określenie krawca najniższej rangi, ograniczającego się jedynie do łatania starej odzieży. Był on bardzo biegły w tekstach hebrajskich. Za swoje nauki nie pobierał opłat, ale od czasu do czasu, przy okazji świąt, ludzie dawali mu w prezencie jakieś wyroby odzieżowe. W tamtym czasie Bractem kierowali rzeźnik Mordka Olik i wozak Zajnwel „Kikhe” Jasznowicz. Bankiet Bractwa odbywał się w dniu Simhat Tora. Organizowało ono własną ceremonię obnoszenia Tory. Pamiętam, że któregoś razu „rabbi” Oszer Latutnik tak zaangażował się w taniec z Torą, że trudno go było uspokoić. Już wówczas był starym człowiekiem, ale pląsał z zapałem i entuzjazmem młodzieniaszka.

Chewra Kadisza, czyli Bractwo Pogrzebowe, było stowarzyszeniem elity. Nie każdy mógł do niego przystąpić. Zanim ktoś stał się jego pełnoprawnym członkiem, musiał odbyć okres próbny jako kandydat. Przywódcami Bractwa byli członkowie dozoru [bóżniczego] – wybierani przedstawiciele kahału, czyli zorganizowanej gminy żydowskiej. Pamiętam, kiedy przywódcami Bractwa byli zamożni członkowie dozoru Lejbel i Fajwel Funtowiczowie. Członkami Chewra Kadisza byli zarówno mężczyźni, jak i kobiety. Bractwo pobierało opłaty za miejsce pochówku. Było bardzo surowe w sytuacjach, w których zmarłego za życia cechowało skąpstwo i obojętność na potrzeby gminy. W takich sytuacjach żądano od rodziny zmarłego wyższych opłat, co prowadziło do zatargów.

Cmentarz znajdował się po drugiej stronie miasta, za ulicą Guzowską. Określaliśmy go używając powszechnie stosowanego eufemizmu jako „dobre miejsce”. Na cmentarzu był grób świętego człowieka, na którym ludzie składali „kwitle”, czyli kartki z prośbami o wstawiennictwo za nimi u Boga. W miesiącu Elul[10], przed okresem Wielkich Świąt, na cmentarzu było tłoczno, kiedy ludzie odwiedzali groby swoich przodków. Na cmentarz w Wiskit, gdzie pochowani byli rodzice lub inni członkowie ich rodzin przybywało wiele osób spoza miasta. Chłopcy z chederu mieli swoje „cmentarne święto” w dniu Tisza be-Aw, kiedy przychodzili na cmentarz z drewnianymi mieczami[11].

W moich czasach funkcję rabina miejskiego w Wiskit pełnił rabin z Żychlina. Pamiętam, że kiedyś do miasta przybył syn rabina Jeszyjela Kutnera[12], choć nie pamiętam co to była za okazja. Kiedy odszedł żychliński rabin, jego miejsce zajął mieszkaniec Wiskit, członek zamożnej rodziny Blausztajnów. Rabinowi wypłacana była pensja przez kahał, zorganizowaną gminę żydowską.

Z tego, co pamiętam, mieliśmy również dajana, czyli sędziego rabinicznego, którym był Motel Dajan. Przewodniczył on rozstrzyganiu sporów i obradom sądu rabinicznego. Był to leniwy i bardzo biedny człowiek. Prawdziwym żywicielem była jego żona. Ona (choć oficjalnie robił to on) miała monopol na drożdże i na wino kiduszowe. Jego zadaniem było także odmówienie modlitw przed zagraniem na szofarze.

W tamtych czasach miasto miało dwóch ludzi pełniących funkcję szamasza, czyli woźnego. Jeden z nich pracował w sądzie rabinicznym (Mojsie Jechiel) a drugi w bes medresz (Elie Szames). W każdy piątek szamasz z bes medresz zwoływał ludzi na szul obwieszczając nadejście ukochanego Szabatu. Budził ich również o świcie na poranne modlitwy. Stukał wówczas trzykrotnie w okiennice zamykające ich okna lub drzwi. Jeśli zastukał tylko dwukrotnie, oznaczało to, że ktoś w mieście umarł.

Ceremoniom ślubnym towarzyszyła muzyka. Mieliśmy kapelę miejską prowadzoną przez Icełe Klezmera. Grał on na skrzypcach, a towarzyszyli mu kontrabasista i bębniarz. Na ulicy przed bes medresz ustawiano chupę (baldachim ślubny). W bes medresz dokonywano także obrzezań.

Pamiętam wielkie święto, kiedy do bes medresz przywieziono nowe zwoje Tory. Nieśli ją pod chupą szanowani obywatele miasta, a Icełe Klezmer zapewniał oprawę muzyczną.

W mieście było trzech szojchetów (rytualnych rzezaków). Najstarszym z nich był Izrael Szojchet, który był także kantorem. Kiedy drżenie rąk nie pozwalało mu już wypełniać funkcji szojcheta, miasto sprowadziło Hackiela Szojcheta, litwaka, który także został kantorem. Wprawdzie Hackiela polecał rabin, ale koncesja Izraela Szojcheta przeszła na jego zięcia, Szlojmę Szojcheta. Kiedy sprowadzono Hackiela Szojcheta zaczęła się prawdziwa walka, a miasto podzieliło się na dwie frakcje. Był jeszcze trzeci szojchet, Josel Szojchet.

Drób zabijano w domach szojchetów, gdzie było specjalne miejsce przeznaczone do tego celu. Ubój bydła przeprowadzano w koszernej rzeźni, znajdującej się na ulicy Warszawskiej. Przez rzeźnię przepływał strumień wpływający do rzeki. W święto Rosz ha-Szana, ludzie udawali się tam, żeby dopełnić obrzędu taszlich, czyli symbolicznego strząsania do wody swoich grzechów. Miejsce to nazywane było „rowem”.

Do bardziej znanych budynków w Wiskit należała „kamienica hrabska” znajdująca się na rogu rynku i ulicy Guzowskiej. Był to duży, dwupiętrowy budynek z cegły, z wejściami zarówno od strony rynku, jak i ulicy Guzowskiej. Na parterze znajdowały się różne żydowskie sklepy. Ich właściciele mieli także w tym budynku swoje mieszkania.

Pamiętam niektórych przedsiębiorców: Izrael Bendelmacher (nazwisko Lifszyc) miał sklep z narzędziami, a Szajndel-Hinda Kaner – sklep spożywczy. Była tam też karczma oferująca piwo i inne napoje oraz potrawy – od śledzika do ćwiartki gęsi. Karczma należała do Dawida Zimlera, ale działała pod szyldem jego żony, Marjem-Gieli.

Na piętrze mieszkali rzemieślnicy tacy jak krawiec Monachem Mendl, szklarz Mechla, krawiec damski Icek i szewc Lejbuś-Icek. Tu mieszkał też Szlojma Szojchet. W tamtych czasach ludzi znało się nie pod ich nazwiskiem, ale pod przydomkiem nawiązującym do ich fachu. Mieszkało tu w sumie z dziesięć rodzin, wszystkie żydowskie. Był to największy dom mieszkalny w sztetlu.

Dom nazywano kamienicą hrabską, ponieważ należał do człowieka zwanego Hrabią, który mieszkał w majątku znajdującym się w Guzowie (Żydzi nazywali ją Gizewe), około pięć kilometrów od sztetla. Domem zarządzał administrator Kobylański, starszy Polak, który przeżył 28 lat zesłania na Syberii za udział w polskim powstaniu przeciwko Imperium Rosyjskiemu[13]. Kiedy pojawiał się każdego miesiąca by zbierać czynsz, zawsze opowiadał o swoich odważnych czynach w trakcie powstania i doświadczeniach z Syberii.

Sztetl utrzymywał się głównie dzięki majątkowi guzowskiemu. W majątku pracowali rzemieślnicy, a handlarze kupowali tam produkty rolne i sprzedawali inne towary. Majątek należał do wspomnianego Hrabiego, który był uważany za miłą i chojną osobę. Był tam szpital, który oferował darmową opiekę dla chorych z okolicznych wsi, a także ze sztetla. Żydzi niechętnie szli do szpitala, ponieważ jedzenie tam podawane nie było koszerne, ale żywność można było też dowozić z miasta. Po epidemii cholery w latach dziewięćdziesiątych XIX wieku, kiedy zapanował wielki głód spowodowany nieudanymi zbiorami, Hrabia uruchomił w sztetlu dwie darmowe jadłodalnie – jedną dla chrześcijan, a drugą, koszerną, dla Żydów. Żydowska jadłodalnia znajdowała się na ulicy Rzeźników.

W czasie epidemii cholery grupa osób, które pozostały zdrowe założyła stowarzyszenie zajmujące się chorymi. Miasto nie miało lekarza, więc chorymi zajmowano się w bes medresz. Kiedy okazywało się, że ktoś poważnie zachorował, wysyłano dwóch krzepkich młodych ludzi by natarły chorego spirytusem. W wyniku epidemii zmarło wielu ludzi. Oboje rodzice naszego znanego krawca, Małego Herszela, umarli tego samego dnia. Wówczas przywódcy gminy zdecydowali, że powinniśmy opuścić miasto. Żydzi pobudowali szałasy w polach, gdzie mieszkali do czasu, kiedy epidemia się nie skończyła.

Wprawdzie niektóre rodziny były bardzo zamożne, a inne bardzo biedne, ale żydowska społeczność wyznawała generalnie wspólne wartości i zgodnie ze sobą współżyła. Nie było ostrego podziału na „elitę” i „zwykłych ludzi”. Wszyscy modlili się w tych samych sztyblach, zasięgali porad u tych samych rabinów i wysyłali dzieci do tych samych chederów.

Z szacunkiem traktowano żebraków wędrujących od domu do domu. Byli też ludzie, którym pomagano w ich własnych domach. W trakcie tygodnia, zamożniejsi właściciele domów obchodzili miasto i zbierali datki, które potem przekazywano dyskretnie biednym tak, by ich nie zawstydzać. Pamiętam wigilię Jom Kippur, kiedy pośród małych talerzyków, umieszczonych przy wejściu do bes medresz w celu zbierania datków na różne potrzeby społeczne i charytatywne, był jeden z napisem „dla szanowanego biedaka”. Nie ujawniano jego imienia, ale ludzie wiedzieli, że chodzi o zubożałego handlarza Izraela-Josefa. W chłodne miesiące zimowe potrzebującym dostarczano węgla opałowego. Kupowano go tanio od pani Szandly Oksner, która sprzedawała opał w Żyrardowie.

Przypisy: 

[1] Tak brzmiała również pierwotna nazwa miejscowości. W 1349 roku zmieniono ją na Wiskitki (przyp. tłum.).

[2] Ściślej mówiąc był to powiat błoński, jednak jego ośrodkiem administracyjnym był Grodzisk Mazowiecki i pewnie stąd pomyłka autora (przyp. tłum.).

[3] Rzeka nazywała się wówczas Rzadziejówka, a obecnie nosi nazwę Pisia Gągolina i nie przepływa już przez Wiskitki (przyp. tłum.).

[4] Szulhojf – podwórze lub plac, wokół którego znajdowały się miejskie instytucje religijne (przyp. tłum. ang.).

[5] Bes medresz – dom nauki, oddzielony od synagogi, choć wiele bóżnic pełniło rolę domów nauki i odwrotnie (przyp. tłum. ang.).

[6] Mykwa – rytualna łaźnia (przyp. tłum. ang.).

[7] Sztybel – pomieszczenie używane przez chasydów jako nieformalny dom modlitewny (przyp. tłum. ang.).

[8] Felczer – osoba świadcząca opiekę medyczną, ale nieposiadająca pełnych uprawnień lekarskich, podobnie jak pomoc medyczna (przyp. tłum. ang.).

[9] Czyli Tory (przyp. tłum.).

[10] Możliwe, że autor ma tutaj na myśli grób rabina Elijahu Lermana, zwanego „Wiskickim Rabinem”. Za namową swoich synów zaczął on publikować książki wpisujące się w jeden z głównych gatunków literatury rabinistycznej, tak zwane responsy, czyli pisemne odpowiedzi uczonych na pytania stawiane przez Żydów. Zawarte w podtytule tego kesza słowa „szajles-tszuwes” (czyli „pytania i odpowiedzi”) to nazwa tego gatunku literatury w języku jidisz. W języku hebrajskim takie księgi nazywa się שאלות ותשובות – szeelot u-tszuwot (przyp. tłum.).

[11] Przełom sierpnia i września (przyp. tłum.).

[12] Autor mógł pomylić Tisza be-Aw z Lag ba-Omer, świętem obchodzonym na początku wiosny, kiedy to zgodnie z tradycją dzieci bawią się mieczami lub łukami, prawdopodobnie na pamiątkę zwycięstwa Szymona Bar-Kochby nad Rzymianami (przyp. tłum. ang.).

[13] Autorowi prawdopodobnie chodzi o Israela Joszue Trunka, zwanego Jeszyjelem Kutnerem, żyjącego w latach 1820–1893 sławnego cadyka, talmudystę, cieszącego się autorytetem znawcę prawa żydowskiego (przyp. tłum.).

[14] Mowa tu prawdopodobnie o Powstaniu Styczniowym, które zaczęło się w styczniu 1863 i trwało do 1865 roku (przyp. tłum. ang.).

 

„Szajles-tszuwes” dla poszukiwaczy

נב ה רלח כ כב רעה

Nie wydaje mi się, żebym w chwili obecnej posiadał wystarczającą wiedzę, by napisać własną wersję responsów na tematy religijne. Postanowiłem jednak przygotować w ramach zabawy klika pytań związanych z tematem tego kesza:

  1. W którym roku umarł „Wiskicki Rabin”?

  2. Jak daleko (w kilometrach) jest według autora cytowanych wyżej wspomnień z Wiskitek do Warszawy?

  3. Jak daleko (w metrach) miał do pracy Szlojma Szojchet?

  4. W którym dniu miesiąca (według kalendarza gregoriańskiego) odbył się bankiet Chewra Kadisza w roku, w którym autor powyższych wspomnień wyjechał do Argentyny (o ile w ogóle się odbył...)?

  5. Ilu mieszkańców narodowości żydowskiej liczyły Wiskitki w rok po wyjeździe autora do Argentyny? 
  6. Ile pomieszczeń miał budynek wiskickiej synagogi?

 

Kilka uwag dla poszukiwaczy:

  1. Kesza można podjąć na dwa sposoby: (1) ustalając koordynaty na podstawie „Szajles-tszuwes” dla poszukiwaczy i sprawdzając ich poprawność w opensprawdzaczu LUB (2) metodą brute force zwaną w naszych okolicach metodą „na Wallsona”. Jak się chwilę zastanowić to teren poszukiwań nie jest aż tak wielki, a czujny keszerski nos połączony z sokolim okiem z pewnością szybko skupi się na tym, co trzeba.
  2. Przy podejmowaniu zachowajcie zwyczajową dyskrecję i nie spowodujcie spalenia kesza. Może nie ma tutaj tłumów, ale niech to nie uśpi Waszej keszerskiej czujności. W szczególności uszanujcie miejsce wiecznego spoczynku dawnych mieszkańców Wiskitek. Ostatnio doczekało się ono po wielu latach uporządkowania i ogrodzenia. W żadnym wypadku nie trzeba będzie kopać na terenie cmentarza. Do podjęcia kesza w zupełności wystarczą rękawice.
  3. W pojemniku oprócz standardowego „wyposażenia” skrzynki znajdują się trzy certyfikaty numerowane (FTF, STF i TTF) oraz garść certyfikatów nienumerowanych (do dziewięciu z nich dołączyłem mały dodatek). Bardzo proszę zdobywców pierwszych trzech miejsc, którzy działają zespołowo o zabieranie dla całej grupy tylko jednego z numerowanych certyfikatów. Z pewnością w zgodny sposób wyznaczycie szczęśliwca, który zatrzyma ten certyfikat - pozostałym członkom zespołu na „otarcie łez” proponuję certyfikaty nienumerowane.
  4. W skrzynce umieściłem również tematycznego geokreta, który tutaj rozpoczyna swoją podróż.
  5. Odkładając kesza upewnijcie się, że jest dokładnie zamknięty i starannie zamaskowany.
  6. Zamieszczony i przetłumaczony przeze mnie fragment publikacji Księga Pamięci Żyrardowa, Amszinowa (Mszczonowa) i Wiskit (Wiskitek) wykorzystałem za pisemną zgodą JewishGen, Inc. oraz Yizkor Book Project posiadających prawa autorskie do anglojęzycznej wersji tekstu. Autorem tłumaczenia angielskiego jest Miriam Leberstein. Tłumaczenie moje opiera się na tłumaczeniu angielskim. Dodałem do niego kilka przypisów własnych i pozostawiłem wszystkie przypisy tłumacza angielskiego. Pełen tekst angielski wspomnień „My Home Town, Viskit” znajduje się na stronie internetowej JewishGenOryginalny tekst publikacji w jidysz dostępny jest na stronie internetowej NY Public Library.
  7. Bardzo dziękuję za pomoc w przygotowaniu certyfikatów i dziennika znalezień koledze jdevor z bratniego serwisu Geocaching. Dzięki niemu mogłem wzbogacić te materiały w opisy w języku hebrajskim.
  8. Zdjęcia ilustrujące opis tego kesza pochodzą z następujących źródeł: (1) Słownik geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich, nakł. Filipa Sulimierskiego i Władysława Walewskiego, Warszawa 1880-1914, t. XIII, s. 571, (2) Pinkes Zshirardov, Amshinov un Wiskit, red. M.W. Bernstein, Association of Former Residents in the USA, Israel, France and Argentina, Buenos Aires 1961, s. 420 (zdjęcie z publikacji wykorzystano za pisemną zgodą JewishGen, Inc. oraz Yizkor Book Project), (3) Pinkes Zshirardov, Amshinov un Wiskit, red. M.W. Bernstein, Association of Former Residents in the USA, Israel, France and Argentina, Buenos Aires 1961, s. 423 (zdjęcie z publikacji wykorzystano za pisemną zgodą JewishGen, Inc. oraz Yizkor Book Project).
  9. Z ewentualnymi pułapkami, na jakie można zwykle wleźć w tego rodzaju miejscach nie mam nic wspólnego.
  10. Będę wdzięczny za wszelkie uwagi dotyczące poziomu trudności. Wyjściowo określam poziom trudności zadań na 2,5, a poziom trudności terenu na 1,5, ale będę uwzględniał wszelkie sugestie dotyczące ewentualnych zmian.
  11. Wszystkie elementy kesza i jego maskowania zostały wykonane własnoręcznie przeze mnie.
OpenSprawdzacz
Autor tej skrzynki umożliwił sprawdzenie poprawności rozwiązania zagadki (współrzędnych pojemnika finałowego).
Statystyki: prób: 15 razy, trafień: 7 razy.
Dodatkowe informacje
Musisz być zalogowany, aby zobaczyć dodatkowe informacje.
Obrazki/zdjęcia
Strona tytułowa responsów ספר דבר אליהו Wiskickiego Rabina
Strona z Księgi Pamięci ze wspomnieniami Gerszona Smetanki i zdjęciem autora