Ligota, dzielnica Katowic. IX piętro wieżowca na wielkim blokowisku. Już ostatnie tygodnie tutaj, bo niedługo się wyprowadzą. Jerzy za osiągnięcia dostał przydział na bliźniaka. Cieszy się, że będzie miał swój własny pokój. Od kilku dni nie było od niego wiadomości. Choćby parę słów w radiu czy telewizji. Pani Cecylia wieczory spędza przyklejona do radioodbiornika. W końcu coś powiedzą. Listy od Jerzego dochodzą czasem kilka dni po jego powrocie z wyprawy. Ale z radia zawsze coś można usłyszeć.
- Nie czekasz na dobrą czy złą wiadomość. Po prostu na jakąkolwiek. Choćby jedno zdanie - mówi.
Wtorek to już najwyższy czas na jakiś meldunek.
Dzwonek do drzwi, pani Cecylia wychodzi na klatkę. Janusz Majer, przyjaciel Jerzego, pojawia się z żoną za szklaną szybą. Patrzą na nią, spuszczają wzrok. Ona już wie. Jako pierwsza. To jest żelazna zasada, najpierw trzeba powiadomić rodzinę, za wszelką cenę, zanim przedostanie się do mediów. Te w dalszej kolejności. Najgorsze co może być, to dowiedzieć się z telewizji.
Kilka godzin później do agencji prasowych trafia informacja: „Podczas wspinaczki na południowej ścianie Lhotse spadł i poniósł śmierć polski himalaista Jerzy Kukuczka".
Źródło: Marek Wawrzynowski w "Przegląd Sportowy", całość dostępna tutaj.