(...) Niższe wierzchołki Jurnej Góry, położone po lewej stronie drogi, to Glacowa Góra i Jackowa Góra, zaś wzniesienie po prawej stronie to Gerlach. Nazwa tego wzniesienia wzięła się od miejsca pochówku hrabiowskiego nadleśniczego Gerlacha.
Był to podobno bardzo inteligentny, wysoki, przystojny, elegancko ubierający się mężczyzna, ceniony fachowiec, dobry człowiek, ale protestant - rzekomo zajmujący się czarną magią. Mieszkał w budynku nadleśnictwa wchodzącym w skład folwarku Żyglinek. Jedna ze służących opowiadała, że gdy Gerlach przyjmował ją do pracy, przykazał, by sprzątała w całym domu poza jednym pokojem, do którego nie wolno jej wejść pod żadnym pozorem.
Służąca była jednak bardzo ciekawa, co jest w zakazanym pokoju. Pewnego razu podczas inspekcji hrabiego Donnersmarcka, będąc pewna, że leśniczy nie wróci tak szybko, odważyła się wejść do środka. W pierwszej chwili nie mogła dojrzeć niczego, bo w pokoju było ciemno. Po chwili, gdy oczy przywykły do ciemności, zobaczyła na stole coś, jakby czarną trumienkę, z której wydobywały się syki i piski. Im bardziej zbliżała się do stołu, tym bardziej nasilały się te odgłosy. Przestraszona szybko wybiegła z pokoju. Mimo, iż nie pozostawiła tam żadnych śladów, Gerlach od razu poznał, że służąca weszła do środka. Nie zwolnił jej, ale grożąc powiedział: „Ty głupia babo! Masz szczęście, że nic ci się nie stało!"
Jakie korzyści materialne miał Gerlach ze swojej czarnej magii - nikt nie wie, bo bardzo mało było ludzi, których przyjmował w swym domu.
Kiedy umarł w 1900 roku, zgodnie z jego ostatnią wolą pochowano go na Jurnej Górze. Świadkowie tego wydarzenia mówili, że uroczystość pogrzebowa zgromadziła wielu ludzi, wśród których większość stanowili ciekawscy. Wóz z trumną ciągnęło kilka par koni okrytych kirem. Orszak szedł długo, bo miejsce jest dosyć odległe. Ostatni odcinek stromej i piaszczystej drogi konie pokonywały z ogromnym trudem. Kiedy w samo południe wóz z trumną zbliżał się do szczytu wzniesienia konie nagle stanęły parskając i wzbijając tumany kurzu. Długo trwało, zanim powożący końmi uspokoił je i orszak dotarł na miejsce.
W leśnej ciszy, nad otwartą mogiłą rozlegały się słowa pastora: „Niechaj ci do dnia sądu ostatecznego grają anielskie harfy, śpiewają ptaki i szumi wiatr, a leśne stworzenia niech ci zawsze służą." Grób przywalono ogromnym głazem oraz otoczono ogrodzeniem z jelenich poroży, jakie zafundowali nieboszczykowi hrabia Donnersmarck i leśnicy, a górę od tego czasu nazwano „Gerlach".
Głaz do dzisiaj przykrywa mogiłę, a na kamieniu często leży bukiecik leśnych kwiatów. Ostatnio ktoś ustawił tu metalową tarczę z napisem „Gerlach + 1900". Jeszcze niedawno do grobu prowadził szpaler świerków, które spłonęły wraz z okolicznym lasem w czasie pożaru. Ciekawe, że ogień strawił wszystko i zatrzymał się przed mogiłą. Wokół rośnie młodnik, ale ślady ognia do dziś widać na kilku dębach strzegących miejsca spoczynku Gerlacha...
Ludzie mówią, że „na Jurnej stroszo" od czasu, gdy jacyś złodzieje rozebrali ogrodzenie z jelenich poroży i próbowali wykopać zwłoki, by okraść je z kosztowności.
Przechodzący tędy opowiadają, że w południe zrywa się tu wiatr, mimo, iż wokół panuje cisza. Co bardziej strachliwi twierdzą, że nieraz musieli uciekać przed nagle zrywającą się wichurą, zrzucającą na ich głowy konary i gałęzie. Zbierający jagody mówią, że rosną tu owoce wielkości dorodnych wiśni, które w południe znikają. Szukając ich łatwo można zgubić drogę. Do mogiły Gerlacha też czasem trudno trafić. Mówią, że to „Gerlach wodzi".
Podobno byli tacy, którzy spotkali tu człowieka jadącego bryczką, widzieli cwałujące i zionące ogniem konie, psy z wyłupiastymi oczami lub dziwnego jegomościa w cylindrze, który zamiast stopy miał kopyto. Niektórzy twierdzą, iż słyszeli tu głosy i kroki idących wielu ludzi, ale oprócz tumanów kurzu unoszonych wiatrem nikogo nie widzieli. Świadkowie tych zjawisk powinni odmówić modlitwę za spokój duszy Gerlacha, wówczas wszystko ucichnie...
Miasteczkowskie bery i legendy zebrał i opracował p. Antoni Famuła.
KESZ - do podjęcia przydadzą się rękawiczki, bo kesz jest lekko zakopany. Proszę nie używać kłujek i saperek, aby nie uszkodzić pojemnika. Proszę o staranne zamaskowanie miejsca ukrycia, bo choć miejsce jest dość odludne, to jednak zdarza się tam zabłądzić jakiemuś grzybiarzowi. Obecnie trwają prace na wytyczeniem w pobliżu szlaku rowerowego.