Noc z 24 na 25 marca zapamiętamy na zawsze, uciekaliśmy 111 metrowym podziemnym podkopem „Harry”. Niemcy niestety wykryli tunel w momencie gdy przebywał w nim 77 więzień. Mam tylko nadzieję że pozostałym w obozie udało się zniszczyć dokumenty aby uniknąć podejrzeń i represji ze strony Niemców.
Drewniane baraki mieszkalne w obozie były parterowe. Miały 60m długości i 10m szerokości. Umieszczone były na specjalnych filarach, a miedzy podłogą i ziemią była pusta przestrzeń , którą wartownicy mogli skutecznie obserwować. Tylko podstawy pieców i kominy były nad tymi filarami. Wykopaliśmy łącznie trzy tunele. Pierwszy nazwaliśmy „Tom” rozpoczynał się w izbie mieszkalnej baraku 123 i miał wejście w podstawie komina, ale niestety został on wykryty przez strażników i zniszczony. Drugi „Dick” miał wejście w studzience kanalizacyjnej umywalni baraku 122 ale niestety został odcięty na skutek przebudowy obozu. „Harry” rozpoczynał się pod piecem izby mieszkalnej baraku 104 i przebiegał w kierunku północnym. Po przebiciu się przez warstwy betonu i cegieł rozpoczęliśmy kopanie trzech szybów. Szyby szalowaliśmy deskami z prycz i budowaliśmy z nich drabiny. Pod szybem wejściowym zbudowaliśmy trzy pomieszczenia, które służyły jako zaplecze tunelu. Tam znajdowała się pompa do tłoczenia powietrza, magazyn wydobytego piasku i worków do jego wynoszenia oraz warsztat z narzędziami, lampami i deskami. Przewody te wykonane były z puszek po skondensowanym mleku „Klim”. Puszki były tak wykonane, że po wycięciu dna i zdjęcie pokrywki można je było łączyć. Miejsce po pokrywce pasowało do dna puszki. Łączenia uszczelnialiśmy grubym papierem i zakopywaliśmy pod podłogą tunelu.
Oświetlenie miejsc pracy i całego tunelu początkowo było lampami tłuszczowymi. W puszcze z margaryną umieszczaliśmy sznurek. Lampy strasznie dymiły, silnie ogrzewały powietrze i zabierały dużo tlenu. W trakcie budowy w obozie radiowęzła, udało nam się wejść w posiadanie przewodów elektrycznych i wykonaliśmy w tunelach oświetlenie elektryczne. Podłączone było do oświetlenia baraku i używane tylko w nocy, ponieważ w dzień wyłączano prąd w całym obozie.
Początkowo uciekaliśmy w grupie pod przywództwem Jerzego Mondscheina. Udawaliśmy urlopowych robotników miejscowego tartaku. Udało nam się dotrzeć do stacji kolejowej w Trzepowie (Tschiebsdorf), skąd pociągiem dotarliśmy do Siedlęcina (Boberröhrsdorf), pod Jelenią Górą. Tam się rozdzieliliśmy i próbowaliśmy przedostać w kierunku granicy czeskiej. Niestety na drugi dzień zostaliśmy schwytani i umieszczeni w niemieckim areszcie w Jeleniej Górze.
W skrzynce znajdują się informacje niezbędne do podjęcia skrzynki finałowej!