Pławienie w rzeczce Łódce czarownicy Mani Fikuś
Cyrografu u niej niestety nie znaleziono. Może diabeł, który ją opętał był po prostu niepiśmienny? Dość, że miała spółkę z diabłem i kwita!
Historia ta miała miejsce w Łodzi średniowiecznej, prawdopodobnie w połowie XVII wieku, kiedy wpływy biskupów włocławskich były silne, a ich sądy – surowe. W każdej wsi, w każdej parafii, wypatrywano i walczono z diabłem . Wystarczyło, by jakaś młoda podwidka umówiła się na spotkanie na skraju czarnego boru, o wieczorowej porze (…) z nieznanym jej osadzie jegomościem, a już ją podejrzewano o czary i konszachty z wysłannikami piekieł... A taka czarownica to przecież kłopot dla wsi – może sprowadzić chorobę na ludzi, na zwierzęta, albo zrobić i straszniejsze rzeczy. Najlepiej od razu się jej pozbyć – utopić albo spalić!
Panna Maria Fikuś była dziewczęciem hardym i żywym. Gdy miała 20 lat swatano ją ze starym wdowcem – gospodarzem Jacentym z ul. Stodolnianej (część dzisiejszej Zachodniej). Rzecz jasna, że była nieszczęśliwa, wzdychała za kimś innym, widziano, jak siadła sama w noce księżycowe i czasami zgrzytała ze złości zębami. Któregoś dnia, za chałupą, nieopatrznie rzekła: …niechby go raz diabli wreszcie sobie wzięli, bo ja nie mogę. Odrzucony zalotnik owo zdanie usłyszał i udał się na rozmowę do plebana, a ci – do wójta. Zgodnie stwierdzili, że Mania musi mieć układ z diabłem – wzywa go na pomoc i źle życzyła Jacentemu! Zebrał się sąd nad Manią zamkniętą w dyby, by im od wody nie uciekła. Święconą wodą ją kropiono, rozprowadzano zapach święconej kredy… Z jej sukni uleciały ćmy, a więc stało się jasne, że Belzebub lub Babok jakowyś łódzki w niej buszuje i gadać nie zezwala i tylko w postaci motylic z niej ulatuje… Zwołano wszystkich mieszkańców miasteczka i sąsiednich wiosek – Widzewa, Bałut i Wólki nad Jasieniem. Na Rynku, przy pręgierzu drewnianym, Manię rozebrano i wsadzono do wołowego wora – razem z myszą, kotem i żmiją wyłowioną o północy z lasu konstantynowskiego. Gdy z zasznurowanego wora zaczęły wydobywać się wrzaski, mówiono: …jako żywo słyszycie, tam diabeł siedzi i tak wrzeszczy! Nieomylnie pomaga jej wydostać się na świat boży! Nie wolno mu przepuścić! Kto stał najbliżej, zaczął wór kopać i święconymi kijami okładać. Przez poszturchiwania wór stoczył się do pobliskiej rzeki. Łódka, przy zgierskim trakcie (obecnie Park Staromiejski) płynęła wartkim nurtem, gdyż młyn przy stawie odpowiednio spiętrzał wodę.
Wierzenia mówią, gdy czarownica wypłynie na wierzch znaczy to, że diabeł jej pomaga wydostać się z wora. Krewni Mani, aby udowodnić, iż jest niewinna i uchronić się od powiązań z czarownicą – dopychali wór do dna długimi kijami (obwiązanymi czerwonymi wstążkami, alby się uchronić na wszelki wypadek – od złego uroku). I… udowodnili, że to była niewinna panna, ta Mania Fikuś, zwana też Marianną Kłak.
[Na podstawie „Dziwy nad Łódką czyli nowy łódzki bajarz” Zdzisława Konieckiego.]
Kesza można podjąć w dzień, ale proszę o najwyższą dyskrecję - park jest miejscem bardzo ruchliwym. Wystarczy sięgnąć. Odkładajcie głęboko.