Zanim wyruszycie w poszukiwaniu Łęgacza nad Jeziorką zjedźcie trochę z trasy bowiem tuż przy krajowej 7 opodal wsi Głuchów znajduję się śliczny zalew który szczególnie w słoneczne dni warto zobaczyć.
Na owym zalewie znajduję się tama bądź śluza… jak komu wygodnie nazywać… która stała się kolejnym miejscem umieszczenia kesza. Koordy powinny wskazywać tamę, określane w oparciu o współrzędne brane z OC, lecz po wnikliwym przeczytaniu tekstu który znajduję się poniżej nie powinno być żadnych problemów w zlokalizowaniu kesza. Oczywiście pierwszych posiadaczy gpsa którzy namierzą skrzynkę proszę o podesłanie dokładnych współrzędnych.
Skarb głuchowskiego Utopca.
Utopiec często też Utopnikiem zwany, wody mętne lub zamulone uwielbia. Toteż nie było dla wieśniaków niespodzianką że do głuchowskiego zalewu przywędrowało dziwadło i spustoszenie siać zaczęło. Oj, cholera straszna była z Utopca i stwór nader cwany, że raz po raz zabłąkanych wędrowców na bagna wyprowadzał lub w ciemne odmęty wody wciągał. Wysoki a wychudły jak strach na wróble, ze skórą koloru gnijących glonów i wielkimi wybałuszonymi oczami, przechadzał się jak Pan jaki lub Lord angielski ciemną, bezksiężycową nocą. W mokrym kubraku i ociekającym płaszczu, i w kapeluszu który lata świetności już dawno miał za sobą, noc w noc, tereny Swe przemierzał. A ze wszystkich zakamarów i chaszczy przybrzeżnych najbardziej uwielbiało straszydło na tamie przesiadywać, gwizdując lub szaleńczym śpiewem się zanosząc wprost w ciemną noc.
Utopiec, zwany też Utopelcem, oprócz zwykłych zabaw i hulanki miał również słabość do pieniędzy. Oj pazerna bestia była, i okropnie łasa na mamonę, a ilekroć pod wodę kogo wciągnęła, wpierw kieszenie i sakiewki przeszukiwała. Zrabowane pieniądze i kosztowności zanosiło straszydło w jedno miejsce i chichocząc przy Swym skarbie godzinami przeliczało uzbierane dobra.
Miejsce składowania skarbu nie było ani zwykłe, ani nie zwykłe. Uwielbiał bowiem Utopiec huk spadającej wody która pod tamą bądź śluzą przepływała by w korycie Jeziorki w końcu wylądować. Często gdy hulanki mu już dosyć było, złaził z tamy i lewą stroną, w kierunku rzeki schodził. Przysiadał na maleńkim kanale i sfatygowane skrzypki wyciągał. Grał… Niezbyt długo ale też wcale krótko, a gdy grać już skończył podchodził do betonowej ściany i mniej więcej na środku, u podnóża, darninę odciągał. Tam bowiem kryła się jego spuścizna.
Wieść o małym skarbie głuchowskiego utopca niosła się z ust do ust, toteż w niedługim czasie do Głuchowa przybili pierwsi poszukiwacze. Masę zazwyczaj stanowili chłopi z okolicznych wsi którzy biedę klepali a myśląc o topielcowych dudkach szansę na lepszy żywot widzieli. Niestety Utopiec mimo Swej pozornie wątłej postury siłami znacznymi się odznaczał i ilekroć kto na poszukiwanie skarbu się udał, kończył żywot w mętnej wodzie.
Toteż z tego miejsca upraszam, jeżeli już najdzie ochota by skarbu szukać, zalecam za dnia to robić, kiedy to Utopiec na dnie zalewu w hamaku z wodorostów grzecznie śpi i zwady z nikim nie szuka. A jeżeli już kogo siła jaka wyższa przymusza, by przy tamie nocą myszkować, niechaj raz po raz w kierunku czarnej wody zerka i stale na baczności się ma. I najlepiej niech pieniędzy nie zabiera tylko w kieszenie rośliny zwanej przytulią nawciska. Gwarantuję że takowy łup długo Nasz Utopiec zapamięta.