- Nie wiem, po co to panu – starszy mężczyzna petował papierosa, trzeciego już od momentu rozpoczęcia rozmowy - Pan wie, że obiecałem nic nie mówić.
- Służby, którym pan obiecał, już nie istnieją.
- Służby tak, ludzie… to co innego. Ale ma pan rację, to siedzi we mnie, gniecie i nie daje spokoju – sięgnął po kolejnego papierosa – Myślałem, że o tym zapomnę, ale… diabli nie dają. Nie da się tego zapić. Może i dobrze, że pan mnie znalazł. Spisałem to wszystko w zeszycie, ale… pewnie wyrzucą go na śmieci, kiedy umrę. Bo kto by takie rzeczy traktował poważnie?
- Ja.
- Czasami myślę, że lepiej by było, jakby wszyscy myśleli, że to bujdy.
- Wiara w to czy coś istnieje lub jej brak nie mają wpływu na istnienie tego czegoś.
- Rzeczywiście. Więc do rzeczy – zaciągnął się dymem – Moja brygada kopała fundament pod nowy tunel kolejowy, po którym miała iść ulica. Chłopcy na schwał, mówię panu. Robili w odgruzowywaniu stolicy, a to nie była bezpieczna robota, niewybuchy i te sprawy. Tam, gdzie robiliśmy, była górka, przez którą dziś idzie przejazd kolejowy. Nagle Staszek Walewski, świeć panie nad jego duszą, krzyknął, że trafili na coś twardego. Poszły w ruch łopaty. Kawał betonu czy czegoś takiego, jak się okazało. Skąd to cholerstwo tam się wzięło? Paprało nam całą robotę. Okopaliśmy to dookoła, ale szans nie było, żeby to wyciągnąć. Trzeba było rozbić na kawałki. I…
- I?
- Skąd mogliśmy wiedzieć… Poszedłem z ekipą zjeść kanapki, a Staszek i Benek wzięli się za rozwalanie. Młode, chcieli to zrobić szybko. Siedzieliśmy między drzewami. Jak tu nagle usłyszałem wrzask, to mało się nie zadławiłem. Myślę sobie, że pewnie któryś coś sobie zrobił. Pobiegliśmy… a tu z tego kawała betonu unosi się żółtawy dym. Obok leżał Staszek. Cholera… widzę to jak do dziś. Skóra i mięso my zlazły z głowy, goła czaszka, nawet z ramion… Po portkach go poznałem, bo miał śmieszne, takie jasnoniebieskie z zielonymi łatami na kolanach… Koło niego klęczał Benek, to on wrzeszczał. Nie miał jednej ręki, a właściwie miał gołą kość do łokcia... Pobiegłem do niego, pytam co się stało. On tylko „Jezuśku, wielgachne…” i palcem drugiej ręki pokazał dziurę wybitą w betonie, z której szedł ten dym. Pierwsza myśl, że przebili jakąś rurę z gazem czym czymś takim, ale dym już opadł. Mówię chłopakom, żeby wezwali pogotowie i milicja, ale sam zajrzałem do tej dziury.
- Zajrzał pan i…
- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, pan wie. Tam w środku coś się kłębiło. Widział pan kiedyś truchło jakiegoś zwierzęcia wypełnione robactwem? Wyglądało to tak samo. Dziesiątki, jak nie setki, wyjących się kształtów, wszystkie obłe i oślizłe, światło słońca odbijało się od ich pokrytych śluzem kształtów. Cofnąłem się… i kazałem chłopakom zabierać tyłki jak najdalej. Obok stała mieszalnica do cementu, podciągnąłem ją i wylałem w tą dziurę.
- A potem?
- Potem przyjechali oni… nie, nie milicja.
- SB?
- Pewnie tak, chociaż ja nie wiem. Spisali, otoczyli teren i nie dopuszczali nikogo. Słyszałem jak rozmawiali… Wie pan, połowa mówiła po rusku. To nie byli zwykli bezpieczniacy, może nawet KGB? Rodzinie Staszka powiedziano, że przebił przypadkiem rurę z gorącą wodą. Dziurę zalano grubą warstwą betonu, a dodatkowo ułożono tam te bloki kamienne, co do dziś leżą. Nas przenieśli na Pomorze, tam już robiła inna brygada. Ci z bezpieki byli jeszcze u mnie ze trzy razy. Powtarzałem im to samo, co panu. Kazali przysiąc, że ani słowa, bo jak nie, to czapa. Ale to już tyle lat… - po tych słowach zgniótł dziesiątego papierosa i spojrzał w okno – Ja już długo nie pociągnę. Niech pan to gdzieś zapisze, schowa. Może warto, żeby ludzie wiedzieli, co siedzi prawie pod powierzchnią tego, co my nazywamy cywilizacją.
Kolejny raz zabieram was w drogę wąską ścieżką, po bokach której kłębią się bluźniercze macki przedwiecznego szaleństwa. Tym razem staniecie bliżej zła niż kiedykolwiek wcześniej. Miejscem bowiem, które wydawać się może bezpieczne, jest obecnie ponownie rozkopywanie. Kto wie, co może się z niego wyłonić? A co gorsza, całkiem blisko jest coś jeszcze... coś o wiele bardziej przerażąjącego, gdy pozna się już mroczne sekrety tego miejsca.
Skrzynkę ukryłem tuż koło paszczy lwa. Potrzebna wam będzie nie lada odwaga, aby po nią sięgnąć. W środku znajduje się m.in. niewielki notesik. Warunkiem zaliczenia skrzynki jest narysowanie w nim Znaku Starszych Bogów - najpewniejszego symbolu ochrony przed złem. Jak wygląda ów symbol? Bluźniercza księga o nazwie Google dam wam odpowiedź...
EDIT: 2017.08.15 - reaktywowana przez Luke i Kazetka.