*Uwaga opis kesza jest praktycznie kopią strony http://wycieczki-bieszczady.pl/atrakcje-turystyczne-w-bieszczadach/zwiedzanie-zapory-w-solinie/ mam nadzieję ,że nikt mi za to głowy nie urwie nie mam zamiaru uprawiać plagiatu a temat jest zbyt rozległy i za dobrze opracowany, żebym ponownie próbował wywarzyć te drzwi . Na tej stronie znajdziecie dodatkowo ciekawe grafiki więc polecam przekierować się od razu do oryginału . Tekst wrzucam tu w całości bo strony potrafią znikać, domeny wygaszać a ten opis zawiera wszystko co trzeba wiedzieć więc autora strony chyba tu nawet trochę automatycznie wypromuję*
*✿ Ode mnie dodam tylko, że jest to największa zapora w Polsce , korona zapory to teraz takie Solińskie Krupówki a kesza wskaże Mugolka123 w hincie (◕ᴗ◕) *
Info
Zalew Soliński to 500 000 000 m3 (pięćset milionów metrów sześciennych) wody, które w ryzach trzymają „zielone wzgórza” oraz 2 000 000 ton betonu. Dziś zbiornik powstały w sercu Bieszczadów, to serce turystyczne całego regionu, miejsce w którym po górskiej wędrówce zasmakujemy orzeźwienia podczas kąpieli. Budowla, która ma nawet swoje mroczne tajemnice.
Więcej o zaporze
ZANIM POWSTAŁO JEZIORO
Na starych mapach WIG z 1938 roku znajdziemy nazwy, których próżno nam szukać na dzisiejszych mapach turystycznych. Nie ma ich nawet zapisanych kursywą, jak to się dzieje w przypadku nieistniejących, wysiedlonych miejscowości.
Tereny dawnego Zadziału, Polany, Łęgu, Paraszczakówki, Wągliska, Jutrynia, Sokole, Zawóz, Solina – dawnych wsi i ich przysiółków, dziś są terenami położonymi na dnie sztucznego Jeziora Solińskiego, od kilkunastu do kilkudziesięciu metrów pod wodą. Tafla wody oscyluje w okolicy wysokości ok. 420 m n.p.m.
Geografia Bieszczadów zmieniała się bardzo, najpierw w latach 50., następnie w latach 60.
Budowa zbiornika na Sanie nie byłaby możliwa, gdyby nie koncepcja z roku ’21 – profesora Karola Pomianowskiego. Wizję profesora zaczęto realizować już w roku 1921 w Myczkowcach, jednak nieskutecznie. Nie powstałoby także „bieszczadzkie morze”, gdyby nie tzw. „Akcja H-T / Akcja 51”. W wyniku tego wydarzenia do Polski po wojnie wróciło 480 km Bieszczadów, w tym dzisiejsze tereny zalewowe zbiornika. Lewa strona Sanu była dzięki temu do dyspozycji.
BUDOWA
Warto podkreślić, że dużo wcześniej niż zapora w Solinie, zaczęła powstawać mniejsza zapora w Myczkowcach. Kiedy zbiornik Myczkowski był gotowy zaczęły się pracę nad drugą kaskadą.
Budowę zaczęto od stworzenia warunków do pracy dla ok. 2000 planowanych pracowników. W 1960 roku na Zabrodziu zaczęły powstawać budynki noclegowe dla pracowników, stołówki, wielkie betoniarnie. Na oczach budowniczych położona na północ góra „Koziniec” zaczęła znikać. Stworzony tam kamieniołom dostarczył 1 200 000 ton kruszywa – piaskowca, który posłużył jako materiał budowniczy!
W osiem lat wzniesiono najwyższą w Polsce tamę, która spiętrzyła wody Sanu i Solinki oraz dziesiątków mniejszych potoków. Dzięki temu powstał sztuczny zbiornik wodny o największej pojemności w Polsce, którego głębokość wynosi przy wysokich stanach wody nawet 63 m.
Powstało jezioro, które na zawsze zmieniło geografię Bieszczadów – 22 km2 powierzchni przy bardzo skomplikowanej linii brzegowej. Gdyby zrobić sobie pieszą przechadzkę brzegiem zalewu, zajęłoby nam to kilka dni i pokonalibyśmy 150 km. Wsie, które niegdyś były blisko siebie, przedzielone spiętrzonym Sanem lub Solinką stały się bardzo odległe.
Ciekawostką jest także to, że zmienił się nieznacznie klimat w Bieszczadach. Zbiornik absorbuje ciepło latem i zimą oddaje, więc zmniejszyły się roczne amplitudy temperatur. Wezbrały jednak wiatry, co sprawiło, że bieszczadzkie morze jest wprost rajem dla zakochanych w białych żaglach. W swobodnym żeglowaniu nie przeszkadzają natomiast skutery wodne i motorówki, gdyż wody zalewu objęte są tzw. ciszą motorową. Oprócz łodzi służb wodnych i kilku statków turystycznych nie będzie na Jeziorze Solińskim więcej motorówek.
Sama zapora to obiekt naprawdę imponujący. Już od samych liczb z nią związanych kręci się w głowie, wcale nie musimy patrzeć w dół z jej korony. Efektem 8 lat pracy 2000 robotników jest żelbetonowy kolos o długości 664 metrów o łamanym na kształt liter V przebiegu. Nie jest monolitem, ale ma budowę segmentową z dylatacjami czyli przerwami pomiędzy segmentami zabezpieczonymi ogromnymi uszczelkami. Jest to tzw. zapora typu ciężkiego, grawitacyjna – czyli jej ciężar skutecznie walczy z naporem wody. Korona zapory to droga wzdłuż całej długości budowli o szerokości 8 metrów, to najludniejszych deptak w Bieszczadach. Wnętrze zapory to niemal sam żelbeton. Kubatura zapory to 760 000 m3. W środku znajdują się jednak tunele serwisowe nazywane galeriami o łącznej długości 2,5 km. Dwa z tych tuneli są udostępnione turystom.
WNĘTRZE ZAPORY MOŻNA ZWIEDZAĆ!
Zwiedzanie wnętrza zaczynamy od krótkiego filmiku, który wyjaśnia nam mechanikę zapory i procesy, które w niej zachodzą. Po filmie do grupy dołącza przewodnik, który zabiera wszystkich do wnętrza kompleksu. Warto pamiętać, że wewnątrz zapory panuje stała temperatura 7-8 ºC oraz 100% wilgotność. Do pokonania będzie także około 100 stopni schodów. Zanim jednak zobaczymy wnętrze tajemniczej budowli musimy przekroczyć rogatki, gdzie znajdziemy się pod czujnym okiem strażników. Tam będziemy musieli schować kamery i aparaty i od tej pory wysilić swoją pamięć.
Pierwszym przystankiem są stare turbiny, które przeszły na „techniczną emeryturę”. Niebieskie „wirniki” posiadają tabliczki znamionowe z opisami mocy, czasem pracy oraz rozkładem ile pracowały w trybie „turbinowym” lub „pompowym”, przewodnik opowie również historie dwóch śmigłowców MI-2, które tak intrygują ciekawych turystów. Dodam, że prawda o nich … trochę rozczarowuje.
Pierwszym przystankiem wewnątrz budowli jest „hala maszyn” – tam widać elementy prowadzące 4 hydrozespołów: 2 klasycznych i 2 tzw. rewersyjnych o łącznej mocy 200 MW. Tam towarzyszy nam charakterystyczne dudnienie i huk w przypadku, jeśli któryś z hydrozespołów będzie pracował. Z tego miejsca widać także ogromny dźwig do konserwacji hydrozespołów, a także starą nastawnię z lat 60-tych.
Następnie schodzimy do najniższej galerii serwisowej, tam już zaczyna być ciekawie. Na pewno na wyobraźnię działa wiedza, że nad nami jest 81,7 m betonu ważącego 2 mln ton, a zaraz za ścianą 60 m słupa wody. Dodatkowo najniższa galeria znajduje się 6 m pod dnem jeziora.
Co kilka metrów mijamy urządzenia pomiarowe, takich urządzeń w całej zaporze znajdziemy ogromne ilości. Nieustannie mierzą ciśnienie, naprężenie betonu, jego temperaturę i wilgotność oraz przepływ wody dostającej się przez szczeliny i zakamarki.
Ciekawy jest także zapach. Wprawny nos wyczuje wysoko zmineralizowaną wodę. 2 mln ton betonu naciska na fundament skalny, który musi być rozprężony. Dlatego w dolnej galerii co 5 metrów znajduje się głęboki na 50 metrów odwiert, z którego wycieka powoli woda mineralna. Samo słowo „Solina” pochodzi od występujących w naszym regionie wód mineralnych.
Kilkadziesiąt metrów spaceru i wychodzimy na druga galerię, znajdującą się na wysokości parkingu, z którego weszliśmy do zapory. Do pokonania około 50 schodków w ciasnej klatce schodowej, wprawny obserwator zauważy, że w pewnym momencie beton zaczyna wilgotnieć i zielenieć. Oznacza to, że dotarliśmy do dna jeziora – niżej beton – co ciekawe pozostaje suchy!
W drugiej galerii można zobaczyć naprawdę majestatyczny kawałek budowli, to tzw. powiększona fuga dylatacyjna, mniej technicznym językiem – ogromna szczelina pomiędzy betonowymi segmentami przyporowymi zapory! Wyglądem i akustyką przypominający transept w gotyckiej katedrze.
To ostatni punkt wewnątrz zapory. Ciekawym momentem jest wyjście z tej ogromnej masy betonu, szczególne odczucie gwałtownej zmiany wilgotności i temperatury. Przewodnik odprowadza grupę do rogatek i idziemy w kierunku autokaru. Wszyscy jeszcze przez dłuższą chwilę pozostają pod wrażeniem.
Zapora to jednak tylko część inwestycji z lat 60-tych. Równie ważna jest elektrownia znajdująca się w jej wnętrzu. Częściowo elementy elektrowni poznajemy podczas zwiedzania wnętrza zapory. Prawdziwe mechaniczne serce elektrowni znajduje się jednak z dala od wzroku zwiedzających.
Aby zrozumieć zasadę działania zapory, musimy uświadomić sobie jak wielką energię posiada woda spadająca z wielkich wysokości. Wlewy wody znajdują się 47 metrów wyżej niż turbiny. Woda spadając porusza te kilkutonowe „wiatraki” napędzając je, te znów przekazują ruch kołowy do generatorów prądu. Turbina i generator razem nazywany jest turbozespołem. Takich turbozespołów jest w zaporze 4 i mają łączną moc 200 000 000 W. To wystarcza, aby jednocześnie zapalić 4 000 000 żarówek 50 W. To jednak sytuacja idealna, zapora przeważnie nie pracuje na wszystkich hydrozespołach. Nie może także pracować w sposób ciągły, gdyż zużywałaby więcej wody, niż dopływałoby do zbiornika z rzek i potoków. Jest to tzw. elektrownia szczytowo-pompowa, produkuje energię w tzw. „szczytach energetycznych”, czyli wtedy, gdy na energię jest większe niż zwykle zapotrzebowanie. Gdyby turbiny pełnym przepływem pracowały bez przerwy, woda opadłaby do wysokości wlewów (47 m od turbin) w kilkanaście dni. „Pompowa” w nazwie oznacza, że turbiny mają możliwość odwrócić swój bieg i pompować wodę ze zbiornika dolnego (Myczkowskiego) z powrotem do górnego. Wystarczy, że do turbin tzw. rewersyjnych dostarczymy energię i zamienimy ją z generatora prądu na pompę. Możemy w ten sposób powtórnie wykorzystać tą wodę do produkcji energii. To tak jakbyśmy prąd zamieniali z powrotem w wodę!