W wigilijny wieczór w małym przysiółku Karpno pojawił się zmęczony, zagubiony wędrowiec.
Przybył w ten śnieżny dzień prosto z zamku Karpień, tego co właściciele Von Glaubitz mieli złote Karpie w herbie.
Zgodnie z tradycją został ugoszczony na Wigilii, a jednym z dań były karpie.
Przybysz, co dziś nie jest rzadkością, uczulony był na ryby, lecz na próżno wołał KARP NO! , Karpen Nein! (błędnie słyszane jako Karpenstein)
Gospodarze radowali się, że gość rozpoznaje potrawy i nie ustawali w dalszym ich podawaniu.
Jak to się skończyło nie wiemy, jednak od tych czasów Karpno (Karpenstein) zaczęło podupadać i tylko głos ducha wędrowca słychać w miejscu dawnej osady, a osamotniony Kościół nosi imię Matki Bożej od Zagubionych.
O keszu:
Spontaniczne większe mikro w maskowaniu ukryte w tradycyjny wigilijny sposób.