Zygmunt Pawlaczyk (ur. 19 kwietnia 1928 w Skalmierzycach, zm. 9 maja 1987 w Warszawie) – pilot wojskowy od 1951 roku, od 1955 roku w Polskich Liniach Lotniczych LOT (PLL LOT).
Zygmunt Pawlaczyk był dowódcą załogi samolotu pasażerskiego Ił-62M SP-LBG Tadeusz Kościuszko PLL LOT w locie nr LO 5055, w czasie którego w trakcie podchodzenia do awaryjnego lądowania nastąpiła największa katastrofa w historii polskiego lotnictwa[1][2].
Do 1949 roku mieszkał wraz z rodzicami w Jarocinie[3]. W czasie okupacji w 1942 został przymusowo skierowany do pracy w fabryce mebli Thönet w Jarocinie[4]. Po wojnie wraz z kolegami brał udział w akcji znoszenia broni z wojskowych transportów niemieckich. W okresie późniejszym pracował nadal w fabryce mebli, a wieczorowo ukończył szkołę podstawową i trzyletnią zawodową w Jarocinie[4].
W czasie wolnym wspólnie z kolegami organizował odczyty, pogadanki, zawody sportowe i amatorskie przedstawienia[4].
W 1949 Pawlaczyk został powołany do służby wojskowej we Wrocławiu, a następnie oddelegowany do szkoły samochodowej w Warszawie, którą ukończył z pierwszą lokatą[4]. Po ukończeniu szkoły samochodowej w 1951 został skierowany do Jeleniej Góry, gdzie pełnił służbę jako kierowca w sztabie jednostki. Stamtąd został skierowany na kurs pilota wojskowego, który ukończył z wynikiem bardzo dobrym[4].
Na początku lat pięćdziesiątych XX wieku uzyskał uprawnienia na dwupłatowe samoloty Po-2[5]. W 1955 podjął pracę w PLL LOT i po ukończeniu kolejnego kursu został pilotem cywilnym. Brał udział w akcji opylania lasów w Bułgarii w 1956, za co otrzymał odznakę Przodownika Pracy[4].
Szczeble uprawnień lotniczych[5]:
Wylatał ogółem 19 745 godzin, w tym na samolotach Ił-62 5542 godziny, jako dowódca samolotu Ił-62 i Ił-62M od 11 maja 1978 roku wylatał 3725 godzin[6]. W powietrzu pokonał ponad 10 mln km[7].
Kapitan Pawlaczyk był dowódcą załogi samolotu Tadeusz Kościuszko, który rozbił się podczas katastrofy w Lesie Kabackim 9 maja 1987 roku[6].
Komisja badająca przyczyny katastrofy oceniła, że pomimo skrajnie skomplikowanej sytuacji w jakiej znajdowała się załoga samolotu jej działanie było racjonalne i nakierowane na ratowanie życia pasażerów[8], a decyzje podejmowane przez Zygmunta Pawlaczyka w warunkach ekstremalnie trudnych były prawidłowe i nie miały związku przyczynowego z zaistniałą katastrofą[5][9]. Kapitan Pawlaczyk poniósł śmierć w tej katastrofie.
Ostatnie zarejestrowane słowa przypisywane kapitanowi Pawlaczykowi Cześć, giniemy stały się symbolem tej katastrofy. Słowa te są również tytułem książki Jarosława Reszki Cześć, giniemy![2], traktującej o największych katastrofach w Polsce w XX wieku. Imieniem kapitana Zygmunta Pawlaczyka nazwana jest jedna z ulic na warszawskim Ursynowie (Natolin)[10].
Pozostawił żonę Alinę i syna Jacka, który jest pracownikiem PLL LOT[5].
Na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach w Warszawie znajduje symboliczna mogiła Zygmunta Pawlaczyka, który faktycznie został pochowany w grobie rodzinnym na Starych Powązkach[11].