W latach 60. były to najczęściej zegarki, biżuteria, drogie futra, palta i garnitury. Z biegiem lat piwnice, strychy i komórki dawnej ulicy Kamiennej, dziś Włókienniczej, zamieniały się w meliny, małe magazyny pełne wódki i wina.
Milicyjne naloty nie przynosiły oczekiwanych efektów i zwykle kończyły się znalezieniem kilku drobiazgów. Handlarze byli sprytniejsi.
Alkohol ukrywano w skrytkach pod podłogami, w toaletach i komórkach na podwórkach.
Czasem handlarze dostawali „cynk” o planowanych wizytach milicji i wynosili trefny towar na dachy lub malowali podłogi mieszkań olejną farbą, uniemożliwiając przeszukanie.
Żaden milicjant nie chciał ubrudzić sobie służbowych butów i munduru. Nie wszystkim jednak się udawało, dlatego alkohol był rekwirowany.
Taksówkarze dowozili tu nocą klientów, w tym także spragnionych uciech w damskim towarzystwie, bo panienki z ulicy Włókienniczej, podobnie jak spod dworca Łódź Fabryczna, były tanie.
Panowie po paru głębszych, nie byli zbyt wymagający i bawili się do rana, zapominając o bożym świecie.
Ulicę tę znali kiedyś wszyscy w Polsce. Agnieszka Osiecka napisała piosenkę „Kochankowie z ulicy Kamiennej”, której zwrotka wyryta jest dziś na płaskorzeźbie wmurowanej tu z inicjatywy łódzkiej grupy artystycznej.

Obecnie na Włókienniczej trwa rewitalizacja kamienic, która miala się zakończyć w 2022 roku. Ale to już inny temat na kesza. Większość wyremontowana , co powoduje że okolica dużo bezpieczniejsza niż kiedyś.
Narzędzie do otwierania - na miejscu.
Uwaga, wypadają.