Kiedyś tam, w XVI w., w Głogowie pojawił się nowy starosta królewski – człek światowy, oczytany. Za ulubionego rozmówcę upodobał sobie Arnolda – proboszcza od św. Mikołaja. Często dyskutowali o problemach świata doczesnego.
Pewnego razu rozmowa zeszła na temat: czy ludzie kiedyś będą latać. Starosta wspomniał o próbach zbudowania maszyny latającej, co mocno zgorszyło proboszcza:
– Człowiek zrządzeniem Boga ma chodzić po ziemi i wszelkie sprzeciwianie się temu jest grzechem i obrazą boską. Nawet oni linoskoczkowie, którzy się po jarmarkach pokazują, potrafią jedynie kilka kroków zrobić po linie, po czym zaraz na ziemię złażą, aby nie spaść. Człowiek jest stworzony do chodzenia po ziemi, do której grzechy go ciągną, i basta.
Na to starosta:
- Co też dobrodziej pleciesz? Gdyby Bóg nie chciał, aby stworzenia ziemskie latały, to by nie stworzył ptaków. A co do onych linoskoczków, to już się waść zupełnie mylisz. Jestem pewien, że znajdę takiego, któren po linie przejdzie z wieży ratuszowej do wieży kościoła Bożego Ciała!
Proboszcz zaśmiał się na to, że absolutnie mu się to nie uda. I stanął zakład: konie starosty przeciw cennej szabli Arnolda. Starosta przystąpił do poszukiwań śmiałka – znalazł takiego we Wrocławiu, a był to mistrz Antonius. Ustalono dzień i godzinę próby, a w Głogowie rozpoczęto przygotowania.
Linoskoczek Antonius przyjechał razem z córką. starannie obejrzał miejsce akcji. Pod jego nadzorem robotnicy z niemałym trudem umocowali grubą linę i przy pomocy kołowrotu naciągnęli ją ze znaczną siłą. Próba miała odbyć się 5 lipca o godzinie 11.
Tego dnia na rynek przybyło wielu głogowian, w tym sam burmistrz. Równo z biciem zegara mistrz Antonius, ubrany w czarny trykot, ujął drążek i wszedł na linę. Szedł powoli, ale pewnie, i już po kilku minutach dotarł do wieży kościoła. Rozległy się gromkie brawa. Na wieży proboszcz Arnold wręczył staroście ozdobną karabelę, gratulując zwycięstwa.
Tymczasem rozpoczęła się druga część widowiska – Antonius znowu wszedł na linę, idąc z powrotem w kierunku wieży ratuszowej. Tym razem w połowie drogi zatrzymał się i rozpoczął popisy… Najpierw zdjął i ponownie nałożył pantofle, pończochy i kurtkę. Potem zaś wciągnął do siebie na jakimś dziwnym urządzeniu kołowym chłopca i ponownie go spuścił na ziemię. Na koniec ujął rękoma za uczepiony liny dodatkowy powróz i frunął na ziemię. Przy czym lecąc w dół, tak nieszczęśliwie uderzył się o słup, do którego sznur był przywiązany, że rozbił sobie głowę i natychmiast zmarł.
Podobno proboszcz Arnold tak głęboko przeżył śmierć starego cyrkowca, o którą siebie obwiniał, że nie odzyskał już nigdy równowagi ducha. Starosta zaś zajął się dość gorliwie cuceniem omdlałej córki mistrza Antoniusa, zabrał ją do zamku, a za jakiś czas wyjechali wspólnie do Saksonii. A dawni mieszkańcy Głogowa mówili, że w letnią noc można było zobaczyć na tle nieba, pomiędzy wieżami kościoła i ratusza, sylwetkę człowieka ubranego w czarny strój, idącego po niewidocznej linie…
--------------------------
Tyle legenda, teraz do roboty. Współrzędne startowe fałszywe, umiejscowione gdzieś tam na trasie, którą szedł linoskoczek. Aby ustalić właściwe współrzędne, należy udać się tutaj:
N 51 39.AB0
E 16 05.CD0
A - czarny strój linoskoczka
B - miasto, z którego przyjechał mistrz Antonius
C - gruba w legendzie
D - letnia w legendzie
(do wzoru każdorazowo podstawiamy liczbę liter w odgadniętym wyrazie)
Z miejsca ukrycia skrzyneczki będziecie mieć ładny widoczek do strzelenia eleganckiej fotki. Po kesza zasuwamy od góry, namierzamy miejsce ukrycia, a następnie ARCYDELIKATNIE pozyskujemy delikwenta, inaczej wiadomo co będzie. Powodzenia, miłych wrażeń.