Dokumenty podają, że średniowieczny Wrocław posiadał własną brygadę śmieciową już (albo dopiero) w XIV wieku, ale co z tego! Mężczyźni zwani wózkarzami odbierali śmieci spod drzwi kamieniczek na trasie wyznaczonej przez władze miasta, lecz cała akcja sprzątania szła im jak krew z nosa. Aczkolwiek to była przyjemna część pracy, bowiem druga część obowiązków dotyczyła opróżniania nieczystości z wychodków.
Na znak przeprowadzania całej akcji przed domem rozpalano ogień, aby uchronić przypadkowych przechodniów przed wszystkimi komponentami całego zajścia. Odchody wywożono poza miasto, jednak nierzadko wózkarze byli atakowani przez samych mieszkańców! Niewdzięczni. Jednym słowem wózkarze mieli po prostu przesrane. Aby uniknąć kolejnej epoki lodowcowej z miasta wywożono również i śnieg...
W XV wieku na ulicach Wrocławia pojawiło się dwadzieścia wozów zaprzęganych już końmi, a nie siłą ludzkich mięśni. Na wysypisko śmieci natomiast wybrano tereny poza obrębem murów miejskich - niedaleko dzisiejszego Placu Muzealnego (przy dawnym Stawie Mysim). Niewesoło było żyć w średniowiecznym Wrocławiu, ani renesansowym i później też było niewesoło! 26 maja 1744 wprowadzono w życie regulamin dotyczący utrzymania porządku w mieście. Zabraniał on wyrzucania śmieci przez okno i nakazywał dbać o czystość przed domem - sytuacja miała się nareszcie poprawić. Niestosowanie się groziło wysokimi karami, ale przyzwyczajenia ludzkie były silniejsze. Na prawdziwe efekty średniowieczny Wrocław musiał czekać długo. Jeszcze w 1790 roku Goethe określił go jako miasto hałaśliwe, brudne i śmierdzące".
Kesz:
Mikro w małym maskowaniu, jak przystało, wyciągniętym ze śmieciUkryte w spróchniałym pniaku.