Jeśli kiedykolwiek myśleliście, że średniowiecze to raczej szara i smutna epoka, tysiącletni lapsus w dziejach ludzkości, to zapewne mieliście przed sobą obraz brudnych miast, wstrętnych choróbsk i powszechnej degrengolady, której ulegała ludzkość. Nie inaczej było w XIII-wiecznym Wrocławiu, którego ulice bynajmniej nie były usrane... usłane różami. Domniemam, że znacie zwyczaj ogłaszania wylewania nieczystości na ulicę. Czy to z parteru czy z piętra wszystkie pomyje wydostawały się nie rurą ściekową jak dziś, a po prostu wiaderkiem przez okno. I tak nawet do początków XX wieku! Analogicznie trzeba było oznajmić swą prezencję sławetnym „Idzie się!", aby choć trochę zminimalizować prawdopodobieństwo spotkania się z poranną kupą lub szczynami sąsiada.
Otóż fekalia trafiały przed dom i co później? Cóż, płynęły dopóki mogły..., bowiem śmierdzące i oklejone wszelkiej maści gównem ulice posiadały rynsztok, jednak jego funkcjonalność możemy poddać pewnym wątpliwościom. W każdym razie jeśli kupeczki nie dokleiły się do wielkiej skorupy, kończyły swoją drogę w Odrze, bądź Oławie. Aby móc poruszać się po ulicy, budowano więc pomosty i kładki z drewnianych bali. Niestety i one często tonęły we wszechobecnych nieczystościach.
Z pomocą przychodził zatem piasek! Jeśli kiedykolwiek zastanawiały was różnice w poziomach wzniesienia w miastach o korzeniach, na przykład średniowiecznych to wina lub jak kto woli zasługa odpadów bytowych, które zasypywano właśnie nim. Dla unaocznienia tego zjawiska wyobraźcie sobie, że poziom terenu w II połowie XIII wieku we Wrocławiu podniósł się aż o 3 metry! Być może właśnie teraz zdacie sobie sprawę skąd w muzeach cała masa przeróżnych artefaktów, od monet po grzebienie.
Niestety nie istnieje żaden związek licznych studni z czystością w mieście. Pierwsze instalacje kanalizacyjne w mieście związane były z powstawaniem średniowiecznych klasztorów i odprowadzały nieczystości do Odry. Kupeczki i inne takie płynęły sobie zaledwie nieco ponad 1,5 kilometrowym odcinkiem zahaczając ulice: Uniwersytecką, Szewską, Antoniego Cieszyńskiego, Kuźniczą i Odrzańską. Dla porównania nadmienię, że sieć kanalizacyjna we Wrocławiu w czasie II wojny światowej liczyła 838 kilometrów.
Kesz:
Trochę gówniany ten kesz, musisz pogmerać ręką w kanalizacjiZatyczka jest z uszczelką i otwieraj powoli i ostrożnie, żeby Ci cała kanalizacja spod ziemi nie eksplodowała
Pomału, jak z gównem w różowym papierku.